In

Zdzislawa

Pierwszy wpis o kotach musi należeć do niej i ostrzegam, że jest to wpis pełen sentymentów. Zdzisława to kotka, której zdjęcie jest głównym zdjęciem mojego bloga: zarówno tego jak i każdej strony, którą prowadzę odkąd ją znalazłam.
Historia mojej wielkiej miłości może się dla wielu wydawać głupia, małoletnia i naiwna ale tak było. Kotkę moją zobaczyłam w kartonie pewnej pani przed Targowiskiem Bema w Poznaniu już ponad siedem lat temu. Miejsce to wtedy było jeszcze chętnie odwiedzane przez Poznaniaków i co za tym idzie przed jego wejściem handlowano zwierzętami. Nigdy nie popierałam i nie będę popierała takich metod szukania przyjaciela ale tutaj nie miałam wyjścia. Wracała wtedy z zajęć do domu "na skróty" i z głupiej ciekawości zajrzałam do tego pudełka. W środku siedziały dwa kociaki, zdecydowanie za małe by oddzielać je od matki ale w tym pięknym, chwytającym za serce wieku, dzięki któremu łatwiej je dobrze sprzedać. Jeden bury chłopczyk wyglądał pięknie, był bardzo żywy i ciągle próbował wyjść z kartonu. Drugi maluch to moja Zdziśka; leżała na dnie kartonu nieruchomo, gdy ją dotknęłam nawet nie zareagowała, miała bardzo wysoką temperaturę i właściwie widać było gołym okiem, że kot umiera. Nie miałam wtedy warunków na kota, poza tym nie chciałam płacić komuś za takie zachowanie, pani żądała za kota dużej sumy jak na studencką kieszeń:"bo to takie rzadkie umaszczenie"... Odeszłam parę kroków po czym wróciłam i kupiłam kota. Pierwszy i ostatni raz w życiu. Następnie biegiem do weterynarza z nieprzytomnym kotem; seria zastrzyków, kroplówki, zalecenia do domu, nie pozwalające spać przez dwie doby bo trzeba było czuwać przy maluchu. Konto studenckie wyczyszczone do zera; dobrze, że w domu był zapas ryżu i keczupu;) I przede wszystkim w moim życiu pojawiła się ONA. Najpiękniejsza i najmądrzejsza dziewczynka jaka kiedykolwiek u mnie mieszkała. Kotka, która spała przytulona do mnie jak dziecko, w ciągu dnia broniła mieszkania przed domokrążcami lepiej niż niejeden pies. Mądra, bystra, zawsze chętna do kontaktu, nigdy nie przysparzająca żadnych problemów zarówno wychowawczych jak i pielęgnacyjnych (o niej nie można opowiadać dowcipów typu: jak kotu dać tabletkę itd. Zdziśka przyjmowała wszystko i zawsze słuchała co do niej mówiłam). Niestety po niecałych trzech latach nagle się rozchorowała i po szybkiej diagnozie okazało się, że nie pracują nerki. Pożegnałyśmy się szybciej niż myślałam i chociaż nie mam jej już pięć lat obok a jej miejsce zajęło wiele innych ogonów w potrzebie to jej zdjęcie zawsze będzie tam gdzie ja i moja działalność bo od niej się wszystko zaczęło.
Wtedy o tym jeszcze nie mówiono, dzisiaj jesteśmy mądrzejsi: warto sprawdzać nerki naszych czworonożnych przyjaciół i warto przy podawaniu leków zapytać weterynarza jakie są ich skutki uboczne i jak będą po tym pracowały nerki. Zdzicha miała problemy z uchem, weterynarz nie przypuszczał, że u tak młodego kota nerki mogą być tak słabe i podał leki przeciwzapalne powodując zatrzymanie nerek. Zdziśka nauczyła mnie wiele i mogę o niej opowiadać godzinami ale przede wszystkim zawsze gdy jestem u weterynarza pamiętam o niej i pytam co jet podawane mojemu zwierzakowi i jakie mogą być konsekwencje.







Related Articles

1 komentarze:

  1. Pięknie Pani pisze o kotach, o uczuciach krążących miedzę Wami. Pamiętam to miejsce, gdzie kupiła Pani Zdzisię. Kiedyś była tam giełda samochodowa. Wczoraj, o wiele za szybko, odszedł od nas Leon. Miał tylko 6,5 roku, był zadbanym kotem w doskonałej kondycji. Sprawczynią nieszczęścia była lilia przyniesiona ze spaceru i posadzona na balkonie. Wszystkie szkodliwe rośliny zostały usunięte z domu, ta jedna nie została sprawdzona. Ból i rozpacz nie do opisania. Mam nadzieję, że Franek wróci do zdrowia, a wyprawa urodzinowa będzie udana.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.