In

Whole Prey

To będzie dla mnie trudny wpis. Trudny bo wiem, że dla wielu czytających mnie osób nie do przyjęcia. Koleżanka mi nawet powiedziała : nie pisz, obrońcy wszelakiego życia cię zeżrą.
Jednak piszę i będę otwarcie pisać o tym czym i dlaczego karmię moje koty. Dopóki trzymamy w domu mięsożercę musimy się przyznawać, że karmimy go mięsem. I teraz pytanie: dlaczego mięso pod postacią świnki ze sklepu ma być gorsze od tego, którego używamy w modelu żywienia whole prey?

Od początku i do rzeczy;)
Whole prey (z ang. cała ofiara) to nic innego jak model żywienia polegający na karmieniu właśnie całymi martwymi ofiarami czyli podajemy kotu całe tuszki małych zwierząt kupionych u sprawdzonych, rzetelnych hodowców. Kupujemy martwe, uśmiercane w jak najbardziej humanitarny sposób zwierzęta. Whole prey to nie karmienie żywymi ofiarami; to byłby sadyzm i jest nielegalne.
W Polsce dostępne są: kurczaki jednodniowe, szczury karmowe, myszy karmowe, przepiórki, króliki, bażanty, perliczki, ryby (ważne by były to ryby z grupy bez tiaminazy i bez wnętrzności ze względu na pasożyty, gołębie hodowlane)
Wybrane zwierzę podajemy naszemu kotu w całości, bez żadnej obróbki termicznej i bez usuwania futra, piór itd. Mówiąc wprost w tej metodzie zbliżamy się najbardziej do tego co nasz kot jako mięsożerca jadłby na wolności. Jedyny problem w tej diecie to także konieczność suplementacji.
Dlaczego? Zwierzęta hodowane na karmówkę nie żyją na wolności, nie biegają po łąkach, na słońcu, są karmione również paszą dostosowaną dla nich. Suplementujemy więc witaminą E, kwasami omega 3 i żółtkiem jaja. I pamiętamy o różnorodności czyli nasz kot nie je samych myszek czy samych kurczaczków.
Jeśli tak jak ja żywimy koty metodą barf to wtedy nie podajemy żadnych dodatkowych suplementów tylko traktujemy taką myszkę czy przepiórkę jako dodatkowy posiłek.

Tak w skrócie wygląda ta metoda a teraz dłużej o mnie i moich oporach;)
Kiedyś gdy zdecydowałam się przejść z kotami na barf i zapisałam się do grupy Barfne Korepetycje wyświetlił mi się filmik z napisem uwaga whole prey. Nie wiedziałam co to jest kliknęłam i zobaczyłam małego kotka pożerającego myszkę. Przyznaję szczerze byłam oburzona. Oburzona to nawet mało powiedziane. Jak można tak otwarcie promować mordowanie zwierząt? Dla mnie tamtego dnia osoba chwaląca się tym, że jej mały kiciuś z radością pożarł pierwszą mysz i nie musiała jej dla niego kroić powinna się zgłosić jak najszybciej na leczenie psychiatryczne. Życie ma jednak to do siebie, że ciągle zadaje nam różne pytania i dwa dni później kupując wołowinę dla mojego kota zaczęłam pytać siebie czym zawiniła krowa, że nie zgłaszam się do odpowiednich specjalistów z prośbą o zamknięcie w domu bez klamek bo karmię kota mięsem. Kiedy mięso staje się mięsem a przestaje być stworzeniem? Które życie jest więcej warte i nad którym życiem pochylamy się z żalem, a które po prostu wrzucamy na talerz?
Moje koty są mięsożerne i tak długo jak długo będą znajdowały schronienie w moim domu muszę się pogodzić z obecnością zwłok w mojej lodówce. Chciałabym by jadły jak Tomaszek (królik Franka) marchewkę i chrupki z lucerny ale świat nie jest doskonały i mimo, że czasem próbują ukraść Tomaszowi jakieś rarytasy to nie należę do grupy, która twierdzi, że kot może być jak człowiek weganem- za dużo już wiem żeby udawać, że to możliwe.

Zaczęłam więc wyrabiać sobie swoje własne zdanie i w tym celu zapisałam się na kurs z żywienia metodą Whole Prey organizowany przez Fundacja Barfne Korepetycje. I przyznaję byłam w szoku. Dlaczego?
Otóż na szkoleniu pokazano nam jak hodowane są myszy w firmie, która dostarczyła nam tzw. pakiet startowy. Firma 4reptiles nałożyła sobie bardzo wysokie wymagania nie tylko jeśli chodzi o dbanie o zdrowie swoich zwierząt ale także o ich komfort. Zwierzęta hodowane w tej firmie nie są rozdzielane od swoich rodzin nawet w ostatnich chwilach życia tak by ograniczyć ich stres. Matkom nie zabiera się świeżo narodzonych dzieci by za chwilę rodziły następne i tak w kółko. Matki zostają uśmiercane razem ze swoimi dziećmi i po prostu stają się karmówką większego rozmiaru. Rodzeństwa są usypiane razem. Wszystkie zwierzęta usypiane są gazem CO2 czyli po prostu zasypiają. To bardzo ważne by kupować zwierzęta karmowe właśnie od takich, sprawdzonych hodowców, producentów. Etyka w postępowaniu z każdym żywym stworzeniem zawsze powinna być moim zdaniem na pierwszym miejscu.
Mordowanie myszek dla naszego kota brzmi okropnie, okrutnie? Może tak... ale czy nie okrutniejsi jesteśmy w stosunku do świń, które jeżdżą masę kilometrów w ciasnych ciężarówkach do rzeźni, które często są w nich popychane, bite, mordowane bez zwracania uwagi na ich strach? Czy może lepiej ma krówka mleczna, której co chwilę zabieramy dziecko by produkowała dla nas nabiał? Gdzie i kiedy możemy mówić o etyce? Czy nieetyczne jest hodowanie myszek dla naszego kota a karmienie go jagnięciną już tak? Być może czas powiedzieć, że moje koty ogólnie są nieetyczne. Jednak nie potrafiłabym ich teraz uśpić w imię tej etyki więc wybieram opcję żywienia ich metodą najbliższą ich naturze a więc dalej karmię barfem i dodatkowo wprowadzam właśnie myszki, przepiórki, perliczki, ryby.
Wiem, że to jest dla nich zdrowe i dopóki jestem za nie odpowiedzialna ich zdrowie jest dla mnie na pierwszym miejscu.

Jak wyglądało to u mnie w praktyce:
Pierwsze karmienie whole prey przeszłam już jakiś czas temu. Znajomy powiedział, że kupił za dużo szczurków dla swojego węża i czy nie chciałabym odkupić kotom. Odkupiłam. Nie byłam wtedy jeszcze na żadnym szkoleniu, dopiero zaczęliśmy wprowadzać barf ale z racji tego, że zajmuje się kotami i sporo osób pytało mnie co sądzę o barfie, whole prey itd pomyślałam, że muszę spróbować by móc na ten temat rozmawiać. To był koszmar. Kompletnie nie byłam na to przygotowana. Przyniosłam szczurki i położyłam na podłodze w pokoju. Miałam wtedy w domu grupkę młodych kotów, które szybko i bardzo chętnie uczyły się nowych rzeczy. Z wielką radością przyjęły nowy rodzaj pożywienia i zaczęły nim rzucać po mieszkaniu. Wyszłam z pokoju, siedziałam na korytarzu i wyłam, że znęcają się nad zwłokami.Byłam gotowa wejść do pokoju, zabrać im nieszczęsne szczurki i pochować w ogrodzie (drugą "porcję" zresztą pochowałam w ogrodzie bo nie miałam siły ich podać). A przecież tak to właśnie wyglądałoby w naturze: matka przyniosłaby martwe myszki swoim 8 tygodniowym kociakom a one uczyłyby się na tych biednych ciałkach polowania. Wtedy jednak były to dla mnie właśnie biedne myszki, znieważone przez moje małe bestie. Wtedy wolałam karmić krową bo jej głowa nie latała na wysokości metra podrzucana przez szczęśliwego Mruka.

Drugie podejście przeszłam po szkoleniu. Dostaliśmy w prezencie od 4reptiles zestaw, w którym było sporo myszek w różnym wieku, dwa kurczaczki i przepiórka. Położyłam najpierw małe myszki. W błyskawicznym tempie moja banda je po prostu pożarła. Było przy tym popychanie ciał łapką, warczenie na kolegów i bieganie z martwą myszką w pysku, były nawet próby kradzieży i chowania przed innymi, zamknęłam szybko sypialnię bo oczami wyobraźni już widziałam Borówkę rozkładającą myszkę na części drobne w mojej pościeli i chowającą tam zdobycz na później. Po 20 minutach jednak nie było śladu a moje koty łącznie z kiwaczkiem z uszkodzonym móżdżkiem- Śnieżką czekały co jeszcze wyjmę z magicznego pudełka, z którym wróciłam ze szkolenia. Przepiórka jak na pierwszą próbę pożarcia ptaka okazała się za duża ale jednodniowe kurczaczki były hitem. Nie sądziłam, że moje koty potrafią zeżreć wszystko od dzioba po pióra.

Nie powiem żebym potrafiła siedzieć i patrzeć z zachwytem na moje dzieciaki pożerające łeb kurczaczka, nie umiem jeszcze robić zdjęć czy nagrywać filmów z Borówką biegającą z myszką w zębach. Nadal mam coś takiego, że mimo wszystko jednak chciałabym tą śmierć u nas w domu schować, zamieść pod dywan, udawać, że jej nie ma. To jednak nic nie da. Jeśli mamy otwarcie mówić o tym, że nasze koty są mięsożercami, że większość karm marketowych nie jest dla nich i że chrupka dalego odbiega od naturalnego żywienia musimy poznawać metody żywienia, które zapewniają naszym kotom zdrowie. Whole prey jest jedną z tych metod i będziemy ją u nas stosować jako uzupełnienie metody barf. Przyznam szczerze, że gdyby nie koszty (jest zdecydowanie droższe niż barf) i niechęć moich bliskich to takich zwłok w zamrażarce w domu rozważałabym przejście zupełnie na whole prey właśnie dlatego, że warunki życia tych zwierząt karmowych są lepsze niż tych, które mogę kupić w marketach.

Tak jak pisałam nie mam zdjęć, jeśli ktoś chce porozmawiać ze mną na temat żywienia zapraszam.
Jedyne zdjęcie jakie mam to podkradzione, robione przez prowadzącą szkolenie zdjęcie pakietu startowego jaki dostaliśmy na szkoleniu i jaki można zamówić na 4reptiles.

Gdyby ktoś chciał zobaczyć jak wygląda kot jedzący mysz, przepiórkę czy kurczaczka zapraszam na kanał youtube Barfne Korepetycje

Post nie ma charakteru reklamowego, nikt mi za reklamę nie zapłacił i nie taki był jego cel. Chciałam się z Wami podzielić kolejnym naszym krokiem w kierunku zdrowego żywienia moich podopiecznych bo uważam, że trzeba mówić o tym, że na chrupkach świat kociej diety się nie kończy;)

Read More

Share Tweet Pin It +1

2 Comments

In

Wakacje 2017


Wyjechaliśmy. Na kilka dni, bez kotów, bez psa, po prostu sami i tylko dla siebie.
Dla mnie to bardzo ważny moment by łapać oddech. Potem jak wracam zawsze chce mi się bardziej i więcej.

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Kedi


Przyznaję, że nie chciałam iść na ten film. Dlaczego? Bo ekspertem w dziedzinie kotów się nie czuję (dążę do tego by kiedyś nim być) za to czuję się osobą zakochaną w kotach. Koty były, są i będą częścią życia mojego i mojej rodziny. I jako taka osoba nie miałam ochoty iść na ten film. Słyszałam kiedyś opowieści znajomej, która studiowała w Stambule o tym ile tam jest kotów na ulicach, jak są przeganiane, głodne, umierają na chodnikach i mnożą się na potęgę bez żadnej kontroli.

Read More

Share Tweet Pin It +1

2 Comments

In

Koty wychodzące


Kilka dni temu odbierałam telefon od zapłakanej pani, której zginął kot. Kot wychodził i spał często w ogrodzie "bo lubił".
Takich sytuacji spotykam niestety coraz więcej, coraz częściej słyszę opinie o tym, że kot powinien być wolny (może za dużo fanów "Kedi" o czym następnym razem).

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Wakacje z synem


Postanowiliśmy złapać chwilę oddechu.
Ostatni czas nas nie rozpieszczał. W domu pojawił się jakiś wirus, który zabrał nam Poppy.
Jesteśmy koszmarnie zmęczeni a przecież my ucierpieliśmy na tym najmniej.
Nasze zmęczenie to nic w porównaniu z tym, że Poppy straciła życie.
Wyjechaliśmy z Frankiem w góry. Tam gdzie zawsze, co roku te same szlaki, te same miejsca i my.

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Pamięć


Biegnę dziś przez nasze pole.
Biegnę do weterynarza "na skróty" po leki dla chorych kociąt.
Myślę tylko o tym żeby ich nie stracić i nie zwariować; szóstka kocich dzieci z biegunkami w domu.
I wtedy spotykam ją.
Ona ma około 15 lat. Nie wiem jak ma na imię.
Przyjaźniła się z moją Azą.

Read More

Share Tweet Pin It +1

1 Comments

In

Parafina dla kota


Jakiś czas temu na grupie Barfne Korepetycje (przy okazji bardzo polecam, sporo wiedzy) przeczytałam post o tym dlaczego nie podawać parafiny kotu.
Początkowo myślałam żeby tego nie ruszać ale z drugiej strony jeśli ktoś z Was przeczyta ten post nie wiedząc tego wcześniej to warto.

Read More

Share Tweet Pin It +1

1 Comments

In

Brydzia, Mruk i Poppy czyli kocie Trolle 2017


W tym roku sezon kociakowy zaczynamy maluchami o imionach z bajki "Trolle"- tak zdecydował Franek. Trójka cudownych, wesołych, towarzyskich maluchów, którym nie straszne są inne dorosłe koty, królik, pies (mały) i dzieci polecają się do adopcji. 

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Zmiany na blogu

Kochani:)
Bardzo Was przepraszam; aktualnie na blogu wprowadzane są zmiany i nie wszystkie funkcje działają jeszcze tak jak powinny.
Obiecuję, że po zmianach blog będzie dla Was bardziej czytelny i wygodny.
Proszę o kilka dni cierpliwości.

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Sobota w schronisku


Dzisiejszy dzień należał do jednych z  moich ulubionych.
Pojechaliśmy z Frankiem do schroniska i spędziliśmy kilka godzin na sprzątaniu klatek i głaskaniu kotów. Tak po prostu założyliśmy, że pojedziemy się trochę zmęczyć i przy okazji pomóc.
Uwielbiam taki czas z moim synem gdy mogę mu pokazać moje pasje i widzę, że go też to cieszy.
Najmilsze są te chwile gdy widzę jak dorasta. Kiedyś tylko głaskał i po kilku minutach siadał i pytał o tablet. Potem ciągle siedział i gadał do kotów. Dzisiaj gdy ja sprzątałam kuwety i klatki, on sypał karmę i wymieniał wodę.

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Czekanie na dziecko z kotem

Dzisiejszy post będzie dla mnie wyjątkowo osobisty. Podzielę się z Wami nie tylko moimi przemyśleniami dotyczącymi kotów ale otworzę się przed Wami z moimi rodzinnymi historiami.
Piszę ten post ponieważ w ciągu ostatnich dwóch miesięcy miałam przyjemność poznać trzy "kocie mamy" oczekujące ludzkiego potomka i odpowiadałam na pytania o to jak było to u nas.
Jeśli mam szczerze i uczciwie pisać jak ja sobie radziłam z kotami, ciążą i wszystkimi wątpliwościami to muszę Wam też napisać sporo o sobie i wpuścić w  nasze domowe życie bo nie chcę żeby ten post był "pseudo naukowy" a "matkowy".

Read More

Share Tweet Pin It +1

2 Comments

In

Wakacje z kotem

Dzisiejszy post będzie dla mnie oczywisty. Sądzę, że dla większości z Was też ale jak to powiedział mi wczoraj mój syn: jak nie powiesz to skąd masz pewność, że wiem?;)
A więc zaczęły się wakacje i teraz pada pytanie: co z kotem? z kotami?
Często słyszę pytania o to co ja robię z moim dosyć dużym zwierzyńcem gdy wyjeżdżam bo przecież nie siedzę w domu 24 godziny na dobę 365 dni w roku i co sądzę o oddawaniu kota do hotelu.
A więc krótko: jakkolwiek dobry by to nie był hotel jestem przeciwna. Sama kiedyś taką działalność prowadziłam. Wychodziłam z założenia, że jeśli stworzę kotu domowe warunki to będzie u mnie szczęśliwie czekał na swojego człowieka. I oczywiście zdarzało się, że tak było. I czasem nadal przyjmuję moich "dawnych klientów". Chiquita, który nas regularnie odwiedza to kot, który wchodzi do mnie do domu tak jakbyśmy widzieli się wczoraj, śpi ze mną w łóżku, nie kłóci się z żadnym moim kotem, domaga się uwagi, nie traci apetytu ani chęci pogoni za wędką. 
U mnie hotelowanie kota było oparte na mieszkaniu z tym kotem, nigdy nie miałam więcej niż jednego gościa w danym czasie bo uważałam, że tak zapewnię mu odpowiednią opiekę. Zdarzało się, że nasz gość zajmował osobny pokój, było też tak, że mieszkał ze mną, Frankiem i całym naszym zwierzostanem bo czuł się dobrze. Takich sytuacji było bardzo mało. Dla kota nawet najlepszy hotel to po prostu porzucenie przez opiekuna. Nie chcę Wam nawet pisać o hotelach gdzie koty siedzą i czekają na swoich ludzi w klatkach bo mam nadzieję każdy kto mnie tutaj odwiedza nie ma takich pomysłów. Koty w klatkach znam aż za dobrze ze schroniska.
Co robi kot porzucony? Po pierwsze przestaje jeść, dobrze jak w ciągu dwóch dni zacznie ale zdarza się, że nawet nie próbuje. U kotów nawet dwudniowa głodówka jest po prostu niebezpieczna.
Po drugie zaczyna chorować. Poziom stresu jest tak duży, że jeśli nasz kot kiedyś chorował np na tzw. koci katar to teraz możemy być prawie pewni, że choroba wróci. 
Koty z nerwów potrafią też zaprzeć się i nie załatwiać. Dochodzi do stanów zapalnych pęcherza, nerek, a na skutek mas kałowych do poważnych problemów z jelitami i zatruć.
Jak uchronić naszego kota przed takimi koszmarnymi wakacjami?
Niektórzy zabierają kota ze sobą. Ja osobiście nie polecam. Koty nie lubią nowych miejsc. Poza tym czy jesteśmy z kotem w hotelu cały dzień czy porzucamy go w tym obcym miejscu i idziemy na plażę? Są oczywiście koty, które od najmłodszych lat jeżdżą ze swoimi opiekunami wszędzie i dają radę. Ja np zabieram mojego Jacka do rodziców. Od małego ze mną do nich jeździł, lubi jazdę pociągiem (samochód odpada) i czuje się u moich rodziców swobodnie. Dogaduje się z większością kotów mojej mamy (z Bryśkiem nie dogaduje się nikt;)). To jest Jacek a przecież poza nim mam jeszcze kilka kotów i co robię gdy co roku wyjeżdżam z moimi rodzicami? Ten post dotyczy głównie tych kotów, które nie są przyzwyczajone do opuszczania swojego domu.
Moim zdaniem najlepszą opcją jest opiekun kota przychodzący do niego do domu. Po pierwsze kot jest nadal u siebie, zna wszystkie zakamarki i skrytki, czuje się bezpiecznie. Jedyny problem z jakim będzie się musiał zmierzyć to nasza nieobecność i obecność kogoś nowego. Sama w pewnym momencie zaczęłam chodzić do moich "kocich gości" zamiast zapraszać ich do mnie i naprawdę widzę różnicę w zachowaniu tych kotów u mnie i u siebie w domu. Dobry koci opiekun to taki, który nie tylko nakarmi i posprząta kuwetę ale obejrzy kota, pobawi się z nim, wychodząc od kota będzie miał pewność, że kot jest zdrowy. Poza tym taki opiekun dostosuje  się do potrzeb naszego kota czyli jeśli nasz podopieczny jest przyzwyczajony, że jedzenie zawsze dostaje o 7 rano na kuchennym blacie (znałam kiedyś taką kotkę) to możemy być pewni, że rytuał nie zostanie zachwiany pod naszą nieobecność. A rytuały dla kota to rzecz święta. Kot lubi wiedzieć, że jedzenie jest i kuweta też w jak najlepszym porządku. I  lubi mieć pewność, że jak o 18 budzi się w nim lew to ktoś będzie się z nim w tym czasie w polowanie bawił.  Porównywałam ostatnio ceny takich usług w Poznaniu gdzie mieszkam i przyznaję, że różnica między hotelem a opiekunem jest naprawdę niewielka lub nawet taka sama. Koci opiekun też bardziej opłaca się przy większej grupie. 
Jak znaleźć takiego opiekuna: najprościej spytać rodzinę i przyjaciół. Może mamy wśród bliskich kogoś kto uwielbia naszego kota i z miłą chęcią będzie go odwiedzał? A może dziecko naszych przyjaciół szuka pracy na wakację? Oczywiście nie mam tu na myśli dzieci w wieku mojego Franka ale nastolatki często naprawdę świetnie się sprawdzają w roli opiekuna i w razie awarii po prostu biegną do mamy;) (fajnie jest to oczywiście ustalić z ową mamą wcześniej;)).
Co jeśli nie mamy nikogo bliskiego? Może mamy kogoś kto jest nam w stanie kogoś polecić? Spytajmy naszych kocich znajomych co robią z kotem gdy wyjeżdżają. Nie od dziś "reklama szeptana" jest jedną z lepszych. A jeśli nawet tu nie znajdziemy nikogo pozostaje internet i spotkanie z potencjalnym opiekunem. Zaprośmy na herbatę i po prostu zobaczmy jak reaguje na naszego kota, jak kot reaguje na niego. Może krótki wyjazd na początek? I oczywiście spisujemy umowę, dane osobowe bo w  końcu zostawiamy komuś nie tylko najważniejsze zwierzę świata pod opiekę ale także klucz do naszego mieszkania. Nie słyszałam co prawda nigdy o tym by ktoś kogoś okradł zamiast karmić kota ale ostrożności nigdy za wiele. Pamiętajmy by zostawić opiekunowi pełną listę obowiązków. Nie wystarczy wszystko powiedzieć. Z doświadczenia wiem, że jak coś jest napisane to się o tym nie zapomni;) I zostawmy kontakt do naszego weterynarza i książeczkę zdrowia kota. Poinformujmy weterynarza, że wyjeżdżamy i może się zdarzyć, że z naszym dzieckiem przyjdzie ktoś inny. Jeśli mamy wyjątkowo nerwowego kota pomyślmy o preparatach, które pomogą mu przetrwać ten czas. Ja polecam Kalm Aid albo Zylkene. Oczywiście ich podawanie trzeba rozpocząć odpowiednio wcześniej i najlepiej skonsultować z weterynarzem lub behawiorystą.
Nie bójmy się powiedzieć, napisać za dużo. Naprawdę lepiej więcej niż mniej. Każda uwaga na temat zachowań naszego kota może być na wagę złota. Pamiętam jak kiedyś opiekowałam się pewnym kotem i gdy pierwszy raz do niego przyszłam nie mogłam go nigdzie znaleźć. Wiedziałam, że kot jest nieśmiały ale spanikowałam. Po pierwsze bałam się, że np uciekł opiekunom gdy wynosili bagaże do samochodu i tego nie zauważyli, że uciekł mi gdy wchodziłam  (niby uważam, ale jak nie ma kota jest stres), że gdzieś utknął w domu i wisi tracąc oddech i jest już za słaby by wołać o pomoc. W pewnym momencie dostałam sms od Kasi: Kuba lubi siedzieć w kartonie w garderobie w prawym, górnym rogu szafy, niech siedzi. No i ulga. Wszyscy żyją;)
Moje koty mają swojego opiekuna, w tym roku mam nadzieję uda mi się przekonać do odwiedzin jeszcze jedną osobę. Gdy żyła Aza płaciłam za to, że ktoś u mnie po prostu mieszkał w czasie mojej nieobecności. Aza miała swoje lata i swoje nawyki, poza tym bała się burzy. Nie chciałam jej niczego komplikować. Teraz gdy wyjadę opiekunka moich kotów będzie do nich przychodziła dwa razy dziennie- taki mamy rytm dobowy z jedzeniem i kuwetami i tak będzie dla nich najwygodniej.
Jeśli stać nas na wczasy, powinno nas też być stać na odpowiednią opiekę dla naszych podopiecznych.
Na zdjęciu kot, który u mnie mieszkał przez tydzień. Kot nigdy nie był poza domem, ma 9 lat i szereg swoich domowych przyzwyczajeń. U nas mimo naszych starań cały czas pobytu spędził u Franka w szafie. Z powodu niejedzenia musiał dostać leki uspokajające i musieliśmy odwiedzić weterynarza. Jestem pewna, że gdyby był w swoim domu, moje odwiedziny nie byłyby jakąś wielką radością bo zdecydowanie boi się obcych ale na pewno mniej by się denerwował mną w swoim domu niż wszystkim nowym wokół. To mój ostatni "hotelowy gość". Po tygodniu z nim nie zaryzykuję już więcej takiego stresu zarówno mojego (patrzenie jak kot cierpi każdego dnia nie należy do przyjemności) jak i przede wszystkim kota.

Read More

Share Tweet Pin It +1

3 Comments

In

Panna Migotka

Gdy napisałam mój post o barfie dostałam nagle zapytanie: kim jest Migotka i dlaczego nie pisałam o niej wcześniej. Pomyślałam sobie, że może dobrze byłoby pannę przedstawić;)
Migotka jest moją pierwszą kotką ze schroniska. Jak zaczęłam tam pracę od razu się nią zainteresowałam. Po pierwsze z żalu. Migotka była po wypadku, miała przetrącone biodro i wywracała się w klatce. Dodatkowo miała padaczkę pourazową, dostawała całą batalię leków i w końcu męczyły ją koszmarne biegunki. Było nawet stwierdzenie, że kotka wskutek wypadku nie kontroluje załatwiania. Miguś siedziała w dolnej klatce i patrzyła z ufnością na każdego ale ponieważ zawsze była brudna (cokolwiek nie robiłyśmy ona i tak tuż przed wizytą potencjalnych opiekunów potrafiła uwalić się po uszy) nikt nigdy nie zwracał na nią uwagi i nie pytał.

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Czym karmimy nasze koty czyli czas BARF


To będzie post od kuchni. Nie będę się tutaj wymądrzała dlaczego tak a nie inaczej bo jest naprawdę sporo artykułów na temat diety BARF. Napiszę Wam po prostu dlaczego my na nią przeszliśmy, jak to zrobiliśmy i jakie są efekty.

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Budki filcowe Yuliya Kosata

Przypominam, że jestem jeszcze w jednym miejscu gdzie piszę tylko o kocich wnętrzach.
Zapraszam na post z pięknymi budkami, które skradły moje serce tutaj

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Wodniczek

Jakiś czas temu obiecałam serię postów o moich kotach.
Ten kot miał być mój i czuję się z nim bardzo związana dlatego postanowiłam także oddać jej kawałek miejsca na moim blogu.

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Dom niebezpieczny dla kota: kuchnia

Tak jak pisałam tutaj postanowiłam zacząć pisać o niebezpieczeństwach na jakie są narażone nasze koty w naszym domu.
Na pierwszy ogień postanowiłam wziąć kuchnię. Pewnie dlatego, że w moim domu jest ona centralnym punktem naszego rodzinnego życia. Zawsze jak wracam do rodziców siedzimy z mamą w kuchni przy stole, często na tym stole jest adoptowany ze schroniska Brychu. Tylko on siada na stole tak bezczelnie. Wzięliśmy go w stanie praktycznie agonalnym, nie chciał jeść i jak postanowił, że je na kuchennym stole to mówiąc wprost pozwoliliśmy byle jadł;)

Do rzeczy;)
Po pierwsze to co najczęściej się w kuchni zdarza z kocim udziałem to kradzież. Koty z racji swojego podejścia do powierzchni w domu (czyli wszędzie możemy wejść i żadna wysokość nie jest nam straszna) chodzą po naszych półkach i kradną. Nie mówię, że wszystkie, ja przy siódemce podopiecznych mam jednego złodzieja ale ze względu właśnie na nią muszę uważać na to co zostawiam.  Większość naszego jedzenia jest szkodliwa dla kotów. O tym tutaj. Możemy mówić o malej szkodliwości czynu gdy nasz kot wypije nam śmietankę do kawy, czy ukradnie kawałek solonej wędliny ale mimo wszystko im mniej je rzeczy przeznaczonych nie dla niego tym po prostu lepiej.
Kradzież ma jeszcze inny wymiar choć częściej dotyczy to psów niż kotów. Chodzi mi o kosz na śmieci. Lepiej mieć go zabezpieczonym niż któregoś dnia się zdziwić skąd w układzie pokarmowym naszego kota folia spożywcza. Częściej psy na czas zjedzą taki rarytas pachnący kiełbasą ale mój kot też kiedyś próbował stąd o tym piszę.

Sprzęt AGD.

Lodówka. Wiem, że to brzmi niedorzecznie ale zamknęłam w niej kiedyś małego kociaka. Teraz mamy taką, że na dole jest zamrażarka ale kiedyś nasza lodówka była otwierana w dolnej części i maluch tam po prostu wbiegł gdy ja wyciągałam sok. Dla wielu to niemożliwe. Mnie po odchowaniu kilkunastu porzuconych kocich miotów chyba nic już nie zdziwi;).

Piekarnik. Po pierwsze jak coś pieczemy i otwieramy, sprawdźmy gdzie jest nasz kot. Zwłaszcza jeśli nasz pupil jest młody i żywy. Kociak najpierw z ciekawości wskoczy a dopiero potem poczuje, że to gorące i poparzy łapy. Włączony piekarnik zawsze jest powodem do zwiększonej czujności.

Zmywarka do naczyń. Często mój pies jak tylko była uchylona próbował otworzyć i sprawdzić czym tak pachnie. Kot nigdy do niej nie zaglądał ale to nie znaczy, że kiedyś nam się taki nie trafi. I może jestem przewrażliwiona ale zawsze gdy włączam zmywarkę sprawdzam czy nie ma tam kota;) zwłaszcza w sezonie na maluchy w moim domu. Aktualnie mam geriatrię to jest spokojniej;)

Pralka. Sprzęt, który jest często w kuchni i ilekroć mówię jak dużym jest zagrożeniem wzbudzam rozbawienie. Jak można wyprać kota? Można. I w internecie można znaleźć całkiem sporo apeli weterynarzy, żeby sprawdzać pralkę. Mało tego; kot wejdzie do uchylonej pralki z brudnym praniem bo w jego mniemaniu to bezpieczne miejsce i jeszcze pachnie nami. My zamkniemy pralkę wcale nie myśląc o jej włączeniu i udusimy kota. Jak zaczynałam studia prawie zabiłabym w ten sposób moją ukochaną kotkę Zdzisławę. Mieliśmy pralkę zamykaną od góry (co prawda w łazience ale teraz liczy się, że to pralka;)). Przyszłam rano do łazienki umyć się i zrobić makijaż i zamknęłam pralkę by na niej położyć kosmetyczkę i ręcznik. Po wszystkim szybko pobiegłam na zajęcia bo już byłam spóźniona. Całe szczęście w domu była moja współlokatorka i po 15 minutach usłyszała kota. Gdybym mieszkała sama wróciłabym do domu wieczorem i znalazła trupka w praniu. A więc pralkę pamiętam aż za dobrze i zawsze na nią wyczulam.

Płyta grzewcza. Prawdziwy horror przy dzieciakach, które biegają wszędzie. Raz przerobiłam kociaka, który pędził przez cały dom uciekając za swoim cieniem i przebiegł przez kuchenkę. Całe szczęście płyta była już tylko ciepła ale od tamtej pory nie gotuję z dziećmi w kuchni. Dorosły kot też może zechcieć sprawdzić co stoi na kuchni więc mimo, że jest już mniej szalony w swoich pomysłach lepiej mieć go na oku.

Każdy inny sprzęt AGD; czajnik, mikrofalówka, toster, blender. Nigdy nie zostawiamy ich włączonych do prądu. Im więcej ostrożności tym lepiej.

Pamiętajmy też, że nasz sprzęt z czasem się zużywa i ma przebicia. Tak zwana "kopiąca" zmywarka lub lodówka dla nas może nie będzie aż tak dużym zagrożeniem ale dla kota, który jest mniejszy i jeszcze np przy wymytej podłodze... im mniej prądu tym lepiej, jak z dziećmi;)

Chemia. Wszystko czym myjemy w kuchni zazwyczaj jest toksyczne. My wiemy, że nie pije się wody, w której moczy się brytfanna po wczorajszej zapiekance ale kot? Są koty, które piją tylko czystą wodę najlepiej z kranu lub fontanny i są nazywani przeze mnie pieszczotliwie syfiarzami tacy, którzy kochają się w wodzie z wiadra, z toalety, z wazonu itd. Jeśli mamy takiego kota uważajmy. Nigdy nie wiadomo co mu strzeli do głowy i zatrucie wodą z  mycia naczyń lub podłogi mamy gwarantowane. Mój Szaruś, senior uwielbia właśnie taką starą wodę co przy jego nerkach tym bardziej jest niebezpieczne.

Jeśli chodzi o chemię jest jeszcze jeden dosyć często pomijany problem, który mamy w każdym praktycznie pomieszczeniu. Myjemy podłogi. Zazwyczaj używamy do tego chemii, która jest niejadalna. I wydaje nam się, że przecież jest ok bo kot tej podłogi nie liże. Owszem nie liże ale po niej chodzi a potem myje się wylizując łapki, na których jest ten środek. Co robić? Po pierwsze dokładnie po wymyciu podłóg wymyć podłogę czystą woda by ograniczyć ilość chemii. Po drugie jeśli chcemy wejść o stopień wyżej w ochronie naszego pupila możemy poszukać środków bezpiecznych dla dzieci i zwierząt. Ja osobiście używam od dwóch lat produktów marki ProBiotic Polska, które szczerze polecam nie tylko do mycia podłóg ale kuwet, okien i prania mebli. Kiedyś pisałam o nich tutaj. Osoby z Poznania nadal mogą je u mnie zamówić. Wystarczy skontaktować się ze mną mailowo malgorzata.muchowska@gmail.com... tyle reklamy;)

I chyba ostatni problem, który u mnie np zdarza się często. Mam niewiele miejsca, sporo gratów i często sporo kocich dzieci. One biegają, zrzucają, tłuką i wtedy jak z ludzkimi dziećmi: biegniemy na ratunek, łapiemy i zabieramy daleko od szkła bo pocięte łapki kocie to koszmar do leczenia. Dopiero później możemy się denerwować, że kolejna ukochana szklanka poszła w niepamięć;)

Na zdjęciach kuchnia mojej mamy czyli Brychu jedzący na stole, Bezłapka w swoim ulubionym miejscu do żebrania i Rudzik, mistrz biegania po kuchennych blatach (możemy sobie wmawiać, że on tego nie robi;))




Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Kiedy dom jest niebezpieczny dla kota?

Miałam przyjemność w Schronisku dla zwierząt w Poznaniu prowadzić warsztaty z pierwszej pomocy zwierzętom w potrzebie.
Omawialiśmy tam też bardzo skrótowo zagrożenia dla naszych pupili jakie są w naszym domu. Pomyślałam, że dobrze by było napisać na ten temat cykl postów na blogu.

Częściowo zagrożenia dla naszego kota omawiałam już w postach o szkodliwym jedzeniu i roślinach trujących ale w naszym domu takich zagrożeń jest znacznie więcej.

My zakładamy, że nasz dom jest bezpieczną przystanią zarówno dla nas jak i dla naszych bliskich. Zapominamy przy tym, że koty są innym gatunkiem; szybszym, zwinniejszym i poruszającym się po domu zupełnie inaczej niż my.
Zawsze powtarzam, że z kotem jak z dziećmi. Jeśli chcemy by były u nas bezpieczne musimy nasz dom ocenić jego zmysłami, postarać się spojrzeć na otaczającą go przestrzeń jego oczami, wyobrazić sobie stawiając kolejny mebel jak on będzie z niego korzystał, przewidzieć jego pomysły.
Nie uda się przewidzieć wszystkiego tak samo jak nie uda się wyobrazić sobie każdego pomysłu na jaki może wpaść trzylatek. Postarajmy się wyobrazić sobie jednak jak najwięcej, zabezpieczyć jak najwięcej zagrożeń w domu i nauczyć się reagować gdy kot postawi nas w sytuacji kryzysowej.
O sytuacjach kryzysowych postaram się Wam pisać w przygotowywanym przeze mnie cyklu pierwszej pomocy dla kota w domu. Posty już niebawem.

Co może spotkać naszego pupila w domu:
1. Upadek z wysokości, niezabezpieczone okna i balkon, szafa, szafki podwieszane w kuchni
2. Urazy mechaniczne; złamania, zwichnięcia, stłuczenia - mogą być wynikiem choćby wspomnianego upadku z wysokości.
3.Urazy głowy i oczu
4. Zatrucie - roślinami, chemią, żywnością
5. Zadławienie- sznurki, zabawki, folia
6. Zjedzenie obiektu niejadalnego- małe elementy zabawek (uwaga na plastikowe oczka w myszkach, odrywają się podczas zabawy, kot je połyka i mogą utknąć w przewodzie pokarmowym dając nam za chwilę poważne problemy zdrowotne i konieczność operacji)
7. Zaklinowanie się kota w ciasnej przestrzeni- stwierdzenie, że jeśli zmieści się głowa reszta kota też przejdzie jest mitem.
8. Wypadki przy urządzeniach AGD- pralka, oparzenia, podtopienia, porażenie prądem
9. Podtopienie, utopienie - zwłaszcza małe kociaki, mogą wpaść nawet do wiadra z wodą i mieć problem żeby z niego wyjść
10. Objawy chorobowe czyli wszystko to co niekoniecznie związane jest z naszym domem i nie zawsze przed tym obronimy ale reagować musimy - biegunka, zatwardzenie, wymioty, gorączka, osłabienie, ospałość itd.

Jeśli chcemy by nasz kot był bezpieczny musimy sprawić by dom, który jest jego całym światem był bezpieczny dla niego. Tworząc bezpieczny dom dla kota musimy pamiętać o jego instynktach i o tym, że kot cokolwiek mu nie powiemy będzie dążył do ich realizacji.
A więc pamiętajmy, że kot:
- ma silną potrzebę przebywania na wysokości. Koty w sytuacjach zagrożenia zazwyczaj uciekają do góry. Gdy chcą odpocząć również większość preferuje górne półki, które dają także możliwość obserwacji terenu.
- lubi i chce znaczyć teren poprzez drapanie i ocieranie się. O drapakach pisałam tutaj więc nie będę się powtarzała tylko zapraszam do poczytania;)
- niekastrowany ma potrzebę znaczenia terenu moczem. Nie zmienimy tego bez sterylizacji kota. Dodatkowo sterylizacja zabezpiecza nas przed innymi "pomysłami" kota jak np wyjście z domu w trakcie rui lub dlatego, że sąsiadka 10 kilometrów dalej ma ruję. I naprawdę możemy uważać, że pilnujemy naszego kota i jesteśmy w wielkim błędzie. Jak byłam dzieckiem nie było jeszcze mowy o zabezpieczaniu balkonu, o sterylizacji na wsi też niewiele wiedziano. Wiedziałyśmy z mamą za to, że kotów jest za dużo i nie należy ich mnożyć. Nasza kotka miała wtedy rujki i była kotką niewychodzącą. Wyskoczyła nam za kawalerem z okna. Na szczęście nic się jej nie stało ale my zostaliśmy wtedy powiększoną rodziną o piątkę następnych kotów. Dwa lata później pojawił się u nas weterynarz, który zaproponował sterylizacje. "Pod nóż" poszły wszystkie nasze koty i nie wyobrażamy sobie dzisiaj by mogło być inaczej. Sterylizacja nie jest okaleczaniem naszego kota a jednym z elementów zapewnienia mu przez nas bezpieczeństwa (w tym poście pomijamy inne korzyści sterylizacji)
-lubi eksplorować teren. Kot jest jak dziecko, szybko się nudzi, lubi zwiedzać, odkrywać. Pamiętajmy o tym i zmieniajmy mu dietę (nawet najlepsza wołowina zacznie "wychodzić uszami" jak będzie codziennie), kupujmy, róbmy mu nowe zabawki, wstawiajmy do domu kartony, torby papierowe, pozwólmy się kotu nimi bawić i jeśli mamy możliwość udostępnijmy kotu bezpieczne okno lub balkon. Oglądanie ptaków, pogoń za motylem na balkonie to prawdziwa frajda. Balkon jednak musi być CAŁY osiatkowany, tak by kot nie mógł z niego wylecieć. I nie usprawiedliwiajmy się, że jesteśmy z kotem i pilnujemy. Skok za chrząszczem majowym to nanosekunda, nie jesteśmy w stanie zareagować na taki pomysł (wiem bo sama niestety byłam tego świadkiem, na szczęście kotu się udało). Poza tym balkon to jeszcze jedno zagrożenie: owady takie jak pszczoły, osy itd. Pamiętajmy żeby kontrolować co robi na balkonie nasz kot. I oczywiście jakie rośliny mamy w skrzynkach bo ich też może spróbować.
- lubi i musi polować. Instynktu łowieckiego kota nie zmienimy więc jeśli chcemy mieć bezpieczne zwierzę musimy sami zdecydować w jaki sposób kot spełnia tę potrzebę. Zabawa wędką zakończona "upolowaniem" małego smaczka czy ukrywanie smakołyków w różnych pudełkach i na matach do karmienia zastępuje kotu jego tradycyjne sekwencje łowieckie. Nie zakładajmy jednak, że jak kot będzie polował na myszki czy chrupki to zapomni o ptakach, motylach czy muchach wpadających do domu. Zasada ograniczonego zaufania zawsze działa;) nasz kot wykończony najbardziej męczącym maratonem po całym mieszkaniu za wędką w chwili, w której zobaczy wróbla znów jest rześki i gotowy do dalszych łowów. Kot mojej mamy w wieku 15 lat ciężko chorował, głownie spał, zdarzało mu się też załatwiać pod siebie jednak gdy do domu wpadła pliszka upolował ją na  oknie zanim zdążyłyśmy ją zauważyć, rozbijając sobie nos o szybę... całe szczęście okno było zamknięte bo było to około dwudziestu lat temu i o zabezpieczeniach okien nikt nie wiedział. Topik wtedy wyleciał by za ptakiem z drugiego piętra w chwili, w której my wszyscy zakładaliśmy, że jest już w takim stanie, że do żadnego "sportu" się nie nadaje;)

Tak jak pisałam na początku ten post jest początkiem cyklu o mieszkaniu i w najbliższym czasie postaram się szczegółowo opisać każde pomieszczenie w domu oraz większość zagrożeń na jakie są narażone nasze koty i jak powinniśmy reagować.
Na podsumowanie zdjęcie pewnej bandy, z którą mieszkałam kilka lat temu w wynajmowanej kawalerce wielkości 18m2 gdzie nic nie było zgodne z kocim bhp i ciągle musiałam mieć oczy dookoła głowy. To była awaryjna sytuacja i żyliśmy tam trzy miesiące ale co zdążyliśmy tam przejść z kocich pomysłów to moje;)

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Drapak idealny dla kota

Wróciłam po bardzo długiej przerwie do mojego drugiego bloga o kocich meblach.
Zapraszam więc na wpis o drapakach do kotyfikacji
Przy okazji możecie zobaczyć fragmenty naszego kociego mieszkania i świata;) Ciągle się remontujemy i ciągle jesteśmy przed pożądanym stanem ale kocie meble są;)

Read More

Share Tweet Pin It +1

1 Comments

In

Aza... czyli kolejny raz o adopcji seniora

Dzień, w  którym serce pęka na milion kawałków po raz kolejny.
Dzisiaj w noc obudził mnie płacz Franka. Mój syn płakał przez sen i wołał Azę.
Minęły prawie cztery miesiące a on nadal za nią tęskni.
Czasem myślę, że kochał ją bardziej niż ja. Tak czyściej i głębiej... jak dziecko.
Wiem, że wiele osób uważa, że dla dziecka powinno adoptować się jak najmłodsze zwierzę, że adoptując seniora narażamy go na wczesną utratę przyjaciela...
Może tak. Pytanie: czy gdybyśmy adoptowali szczeniaka nawiązaliby też taką więź? Nie wiem.
Czy kocha się kogoś mocniej jak się z nim żyje dwadzieścia lat czy cztery? Też nie wiem.
Wiem tylko, że mieliśmy wyjątkowego psa i na pewno oboje nie żałujemy, że była.
To nieprawda, że dziecku trzeba takich rozstań za wszelką cenę oszczędzać. Z takich rozstań też składa się życie.
Nie udawałam, że Aza gdzieś sobie poszła, ma nowy dom itp. Powiedziałam wprost, że Aza  nie żyje i płakałam razem z nim.
Franek miał mi za złe jedną rzecz: nie pozwoliłam mu się z nią pożegnać. Wszystko odbyło się gdy był na krótkich wakacjach u dziadków.
Dzisiaj wiem, że następnym razem też sama pojadę z którymś z naszych pupili do lecznicy bo mimo wszystko uważam, że to nie jest czas i miejsce dla dziecka, ale nie będę robiła tego za jego plecami.
Pozwolę mu się pożegnać.
Będę polecała starsze zwierzaki do adopcji również dlatego: ktoś je musi żegnać, ktoś musi za nimi tęsknić, ktoś musi po nich płakać. Wtedy jesteśmy pewni, że były.
Za moim ukochanym psem płacze wyjątkowy człowiek. Ona na to zasługiwała. On zasługiwał na tą przyjaźń i miłość.
A my?A my uczymy siebie i nasze dziecko tej zwykłej, czystej wrażliwości. Głównie chyba siebie bo dzieci to po prostu mają.
Zdjęcie, które często stoi mi przed oczami gdy zamykam powieki.
Chyba jedno z moich ulubionych... chyba wszystkie ich zdjęcia są ulubione;)
O adopcji Azy tutaj
O tym dlaczego warto adoptować dorosłego kota pisałam kiedyś tutaj
A o tym jak się tęskni za kimś kogo się kocha tutaj
i nic nie traci na aktualności...
Więc jeśli zastanawiacie się mały czy duży spróbujcie choć przez moment pomyśleć o starszym i nie bójcie się tej tęsknoty i straty.
Lepiej kogoś kochać i stracić i mieć świadomość, że dało się temu komuś coś bardzo ważnego niż nigdy go nie spotkać.
Ja lubię za nią tęsknić. Wiem, że była, że jest... choć jeszcze nie odwiedziłam naszych wspólnych miejsc...












Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Anielka

Dzisiejszym postem chciałabym rozpocząć cykl wpisów o kotach, które mieszkają u mnie w domu. Zarówno te, które dzielą ze mną dom tymczasowo jak i te, które zostają u mnie na stałe.
Pomyślałam sobie, że wypadałoby regularnie przedstawiać skład naszego zespołu osobom, które nas tutaj odwiedzają.
Każdy z tych kotów jest chociaż wspomniany na fb ale nie każdy czytelnik tego bloga tam zagląda więc postaram się żebyśmy nie byli tak anonimowi.
Anielka.
Kotka około trzyletnia. Poznałyśmy się w listopadzie w schronisku. Weszłam rano do kociego szpitalika i pierwsze co zobaczyłam to malutką koteczkę o ogromnych oczach, przerażoną, stojącą na paluszkach w klatce pełnej odchodów. Mała przyjechała w nocy i miała tak straszną biegunkę, że do rana zdążyła całkowicie zabrudzić klatkę. Posprzątałam jej i wpadłam zakochana po uszy.
Niestety tego samego dnia musiałyśmy jej sprzątać jeszcze wiele razy. Okazało się, że Aniela poza koszmarną biegunką ma jeszcze jeden problem: nie kontroluje wydalania. Mówiąc wprost lało się z niej przeraźliwie.
Po badaniach wiadomość jaką miał dla mnie lekarz schroniskowy ścięła mnie z nóg. Anieli ktoś próbował wyrwać ogon i uszkodził rdzeń kręgowy. Mała nie czuła kompletnie swojego ogona ani nie czuła czy się załatwia czy nie. Szybkie rozmowy typu jakie ten kot ma szanse na adopcje, na normalne życie, co dalej. Padła decyzja weterynarzy by karmić ją karmą fibre bo miała pomóc przy lepszym formowaniu kału. Nie pomogło, kot męczył się coraz bardziej. A ja kochałam coraz bardziej i praktycznie każdą wolną chwilę spędzałam u niej. Po paru dniach przyszłam do pracy i moja mała dziewczynka zamiast witać mnie radośnie jak każdego ranka w ogóle na mnie nie zareagowała. Stała apatyczna i półprzytomna. Biegiem do lekarza i kolejna walka. Okazało się, że Anielce stają nerki. Mała dostała infekcji pęcherza od ciągłych biegunek i od tego infekcji nerek. Wyniki miała cytuję "martwego kota". To chyba wtedy padła decyzja, że jedzie do mnie, choć może myślałam o tym wcześniej ale nie potrafiłam się przed sobą przyznać, że przywiozę do domu kolejnego i to problematycznego kota. Po rozmowach z weterynarzami ustaliliśmy, że jak tylko ją trochę ustabilizują kroplówkami biorę ją do siebie. Wiedzieliśmy, że przy tych biegunkach musi być często myta i doglądana żeby taka sytuacja się nie powtórzyła.
Przyjechała do mnie i zaczęły się problemy, o których nawet nie myślałam wcześniej. Anielka nie chciała nosić pieluchy, non stop miała brudny ogon, mycie co 30 minut  inaczej smród w domu nie do zniesienia. Dobrze, że nie jestem mężatką bo pewnie oparlibyśmy się o rozwód w domu;) Telefony do wszystkich kocich znajomych i mojego lekarza. Tu podziękowania dla Pauliny z suwaczkowo, która podzieliła się ze mną doświadczeniem w wypróżnianiu i kontrolowaniu kotów z takimi problemami. Przeszliśmy na karmę gastro i powoli zaczęliśmy zauważać jakieś efekty. Niestety ze względów higienicznych amputowaliśmy kotce ogon. Został jej tylko mały kikut, który czuje i czasem widzę jak nim "macha" zaaferowana jakąś muchą czy myszką.
Ponieważ zdania na temat tego co dalej były bardzo podzielone zdecydowałam, że najlepiej dla kota będzie mieć jednego godnego zaufania weterynarza, który będzie nadzorował jej leczenie i próby przywrócenia sprawności. Dlatego zdecydowałam się na adopcję Anielki i rozpoczęcie leczenia u Łukasza. Nadal jednak mimo wielkiej sympatii traktuję ją jako moje tymczasowe dziecko i wierzę, że znajdziemy jej po leczeniu super dom.
Anielka aktualnie dostaje nivalin, witaminy B i zaobserwowaliśmy, że cewka moczowa zaczyna reagować. Mamy ciągle nadzieję, że uda nam się coś jej jeszcze w życiu ułatwić. Nie wykluczamy zastosowania za chwilę komórek macierzystych. Właściwie w jej wypadku nie wykluczam żadnej próby bo bardzo mi zależy żeby kiedyś mogła się cieszyć swoim kocim jestestwem w stu procentach. Dzisiaj biega u mnie po domu gdy mam nad nią kontrolę, resztę czasu spędza w sporej kenelówce bo potrafi zostawić "niespodzianki" w najbardziej zaskakujących miejscach a pieluchy nadal są dla nas zagadką;) Jest kotem, który kocha każde stworzenie jakie pojawia się w domu i wszystkich ludzi tak jakby w ogóle nie rozumiała jak wielką krzywdę wyrządził jej świat.

Edycja postu (23.06. 2017); od dwóch miesięcy Aniela jest na barfie, o czym tutaj i jest o niebo lepiej niż kiedykolwiek z jej problemami z kupą. 







Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Dlaczego kot nie powinien nosic dzwonka?

Dzisiejszy wpis to po pierwsze taka moja mała próba powrotu do wpisów o kotach i ich samopoczuciu i zmysłach.
Pracując w schronisku i prowadząc koci dom tymczasowy często dostaje zdjęcia moich byłych podopiecznych w nowych domach. Często te zdjęcia są pełne ciepła i miłości i uwielbiam je dostawać. Niestety wciąż na wielu kot ma obróżkę i dzwonek.
I teraz pytanie po co kotu obróżka? Po co kotu dzwonek?
O ile obróżkę jeszcze jestem w stanie zrozumieć bo można na niej zawiesić adresówkę o tyle dzwonków nie rozumiem i nie popieram wcale.
Zacznijmy od obróżki. Kiedyś mój znajomy wytłumaczył mi, że jego kot ma obróżkę z adresówką bo notorycznie ucieka na klatkę schodową mimo jego pilnowań i starań. Dzięki adresówce szybko wracał do domu. W tym wypadku rozumiem.
Moje koty mają chip i jeśli uciekną wiem, że jak tylko trafią do schroniska czy lecznicy będę o tym poinformowana. Moje koty nie wychodzą i nie uciekają więc zakładanie im obróżki dla mnie jest narażaniem ich na niebezpieczeństwo; pod moją nieobecność mogą się na tej obróżce powiesić, zaczepić, w skrajnych wypadkach udusić. Może jestem przewrażliwiona ale z kotem jak z dzieckiem nie należy ufać, że pod naszą nieobecność nie wpadnie mu do głowy dziwny pomysł dlatego zawsze ograniczam zagrożenia do minimum. Poza tym obróżka dla wielu kotów to stres, koty nie lubią mieć czymkolwiek ograniczanych ruchów i wiele kotów taką obróżkę traktuje jak coś bardzo przeszkadzającego. Tak wiem, że są obroże, które się same rozpinają, bezpieczne itd. Ale jeśli traktuję kota trochę jak moje dziecko nigdy nie ufam takim sprzętom bezgranicznie więc nie używam;)
A teraz dzwonek...
Dla mnie osobiście koszmar. Podobno dzwonek zakłada się kotu żeby uchronić przed nim ptaki. Po pierwsze: kot wychodzący jest dla ptaków zawsze zagrożeniem czy z dzwonkiem czy bez i jest niezgodny z naszym ekosystemem. Mówiąc wprost wychodząc i polując może i naszym zdaniem jest szczęśliwy ale przede wszystkim jest szkodnikiem. Pomijamy koty wolno żyjące. Nasz domowy kot wychodzi i zabija dla zabawy a ponieważ jest sprawny i najedzony ma siłę by zabić bardzo dużo. Darujmy sobie dzwonki po prostu nie wypuszczajmy. Miałam jako nastolatka kota, który nawet z dzwonkiem przynosił jaszczurki i wróble na kilogramy. Wtedy myślałam, że tak ma być. Zamiast polowań na zewnątrz zorganizujmy mu zabawy łowieckie w domu: za sznurkiem, za piórkiem, za myszką. Dajmy smakołyk. Kot będzie szczęśliwy a my dodatkowo pogłębimy więź z naszym przyjacielem.
Co dzwonek robi z naszym kotem?
Wyobraźmy sobie, że mamy naprawdę dużo lepszy słuch. Dodatkowo z racji tego, że w łańcuchu pokarmowym poza tym, że jesteśmy drapieżnikiem jesteśmy też ofiarą. Nasłuchujemy nie tylko szmeru trawy informującego nas o zbliżającym się obiedzie ale także nasłuchujemy wszelkich niebezpieczeństw. I może mieszkamy już w ciepłym i wygodnym domu, dostajemy regularnie jeść a pies sąsiadów jest pod kontrolą to natury zmienić nie możemy.
W tym momencie ktoś zawiesza nam dzwonek, który przy każdym naszym ruchu hałasuje. Tak, kot słyszy lepiej więc dla niego to większy hałas niż dla nas. Poza tym, serio ktoś uważa ten dźwięk za miły dla ucha?;) I teraz chodzimy z takim dzwonkiem dzień, tydzień, miesiąc, rok, całe życie.
Można się przyzwyczaić? Pewnie, że można. Do wszystkiego można się przyzwyczaić pytanie po co.
Po pierwsze: kot traci słuch od dzwonka. Tak jest i nikt nie udowodni, że jest inaczej. Ja też mam ubytek słuchu po pracy w niedużym hałasie więc rozumiem kota w tym wypadku doskonale.
Po drugie: dzwonek to same problemy behawioralne. Chciałoby się być cicho, skradamy się i tu nagle bęc.  Kot z natury lubi być cicho. Nie mówię tutaj o zabawach gdzie tupot stóp przestaje być istotny czy o rozmowach z  opiekunami ale o codziennym życiu. Kot nie chce dzwonić idąc do swojego legowiska (czy wszyscy muszą wiedzieć gdzie i kiedy idę spać?), nie chce dzwonić gdy myje sobie zadek czy idzie do toalety (zostawię bez komentarza;)) czy w końcu nie chce dzwonić skradając się do wędki czy zabawkowej myszki - on w takiej chwili naprawdę poluje i chce być cichutko. Dajmy mu ten luksus. Niech informuje gdzie jest i co robi gdy ma na to ochotę.

Dwa lata temu wróciła do nas po 10 latach z adopcji Fruzia. Kotka uznana przez wszystkich za dziwaczkę. Podobno miała humory, nie lubiła innych kotów, nie lubiła za bardzo ludzi, potrafiła "mieć fochy" bez powodów i podrapać czy ugryź. Oddawałyśmy do adopcji żywego, wesołego kota a dostałyśmy po 10 latach strzępek nerwów. Na pewno popełniłyśmy błąd nie kontrolując tego domu ale z drugiej strony nie wszystko i nie każdego da się skontrolować. Pierwszego dnia mama od razu zdjęła jej obrożę z dzwonkiem. Szyja była w tym miejscu łysa, nigdy jej te włosy nie odrosły. I co się stało? Kot zaczął zachowywać się swobodnie, nawet polubiła inne koty i lubiła siedzieć u nas na kolanach. Nigdy nikogo nie podrapała i nie pogryzła. Jej ulubionym zajęciem było przybieganie z głośnym miauczeniem do nas rano do łazienki, oglądała jak tata się goli, jak ja myję zęby, myła się przy łazienkowym kranie. Nasz dziwak w ciągu kilku dni od zdjęcia dzwonka zmienił się w cudownego kociego lokatora, którego obecnością cieszyłyśmy się jeszcze przez ponad rok. Śmiałyśmy się, że w końcu może się wyspać. Bo jak spać gdy przy każdym ruchu coś dzwoni przy uszach?
Odeszła leżąc na mamy kolanach.
Jak patrzę na dzwoneczki na kocich szyjach widzę Fruzię i jej ten wpis dedykuje.
Na zdjęciu ostatnie jej dni na moich kolanach. Wiem, że ten czas, który spędziła u nas był dobrym czasem pełnym mimo wszystko spokoju i co najważniejsze ciszy.

Mamy dzwonek i co dalej: po pierwsze zdejmujemy. Po drugie bierzemy np puste opakowanie po kinder niespodziance i wkładamy dzwonek : świetna piłka dla kota;) albo doczepiamy sznurek, kilka piórek i mamy super wędkę. Dzwonek daje tak dużo wspaniałych dla kota możliwości, że nie musimy wieszać go na szyi.

Read More

Share Tweet Pin It +1

22 Comments

Obsługiwane przez usługę Blogger.