In

kuweta chyba moich marzeń;)

Dla tych, którzy nie zaglądają na kotyfikację link do moim zdaniem ciekawego wynalazku tutaj

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

kuwety kuwety kuwety;)

Postanowiłam założyć drugiego bloga, na którym będę pisać o tym jak urządzić mieszkanie tak by nam i kotu żyło się wygodniej. Mam nadzieję będziesz mnie Drogi czytelniku odwiedzał również tam;)
Pierwszy post poświęciłam moim zdaniem najważniejszemu kociemu "meblowi" czyli kuwecie.
Zapraszam do lektury kuweta

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Wprowadzenie do domu nowego kota

Dzisiejszy post poświęcę problemowi, z którym każdy miłośnik kotów przynajmniej raz się zetknął.
Dokacanie to potoczna nazwa dla przyjmowania do domu kolejnego kota.
Przyznam szczerze, że w moim domu temat jest dosyć obcy mimo wielu kotów.
Z racji tego, że udzielamy różnym kotom schronienia tymczasowego nasze koty można powiedzieć przywykły do takiego sporadycznego braku stabilizacji i nie mamy większych wojen gdy przynosimy do domu kolejnego towarzysza. Na naszą korzyść działa też duży dom, dużo kuwet i stały dostęp do ogrodu więc nawet największy nerwus może znaleźć chwile i miejsce tylko dla siebie.
Poproszono mnie o pomoc w zaaklimatyzowaniu Dyzia- kota, który został adoptowany z Fundacji Animal Security tutaj. Dyzio był kotem, który długo szukał domu- ma już swoje lata, nie ma wszystkich zębów. Tym bardziej ucieszyłyśmy się, że pojechał do domu Moniki, która już wcześniej wzięła innego kota z fundacji. Mogłoby się wydawać, że problemy właśnie się skończyły a było zupełnie odwrotnie.
Przy wprowadzaniu nowego kota do domu należy przestrzegać kilka zasad: przede wszystkim należy koty przyzwyczajać do siebie stopniowo korzystając np z klatki kennelowej lub zamykając je w osobnych pomieszczeniach i pomału pomagać im w poznawaniu siebie przez stopniowe wypuszczanie na resztę domu.
Tutaj mieliśmy troszkę trudniej głównie dlatego, że w momencie kiedy przyszłam do Moniki koty już były wszystkie w jednym domu, zdążyły dać już sobie po nosie i nie wyglądały na zainteresowane ugodowym rozwiązaniem. Dyzio trafił do domu, w którym mieszkały już dwie żyjące z sobą w zgodzie półtoraroczne kotki: Tosia i Zosia... przyznaję bez bicia już pierwszego dnia zakochałam się w Zośce- dawno żaden kot nie chciał się ze mną tak bawić piórkiem;)
Gdy przyszłam do Moniki z pierwszą wizytą sytuacja wyglądała tak: Tosia i Zosia mieszkały w salonie, Dyzio w sypialni właścicieli i nie było żadnych szans na to by puścić całą trójkę po mieszkaniu nie ryzykując trwałych uszkodzeń ciała. Wszystkie koty są niewychodzące tym bardziej zależało nam na tym by mogły korzystać z całego mieszkania i ciągłego towarzystwa domowników. Najbardziej żal mi było Dyzia zamkniętego w sypialni przez większość czasu, chociaż dla kotek w salonie ta sytuacja też nie była łatwa. Przy mojej pierwszej wizycie nie chciałam oglądać jak wygląda spotkanie kotów ponieważ wystarczyła mi relacja Moniki i nie widziałam sensu w męczeniu kotów dla chęci obserwacji kocich zachowań. Poznałam Tosię, Zośkę, Dyzia i obmyśliłyśmy z Moniką plan zabaw dla nich aby trochę je odstresować oraz plan działania pomagający im w oswojeniu siebie nawzajem. Zaczęłyśmy od podania wszystkim kotom leku KalmVet i dopiero po paru dniach zdecydowałyśmy się na krótkie spotkania kotów najpierw umieszczając Dyzia w transporterze potem wpuszczając do pokoju, jednak w tym celu pokój został odpowiednio przygotowany tak by koty miały dużo miejsc, w które w każdej chwili mogły się schować (polecam kartony w dowolnej ilości- stopniowo ograniczamy ilość kartonów w domu a koty tym samym przyzwyczajają się do siebie czując się pewniej bo zawsze znajdzie się pudło,w którym można się schować).
Niestety te próby nie zdały egzaminu; głównie ze względu na Dyzia, który bardzo chciał poznać swoje nowe koleżanki i nie zważając na sygnały ostrzegawcze pchał się do nich bez przerwy. Doszłyśmy do wniosku z Moniką, że o ile Dyzio nie stanowi zagrożenia o tyle dziewczyny mają duży problem z poradzeniem sobie w tej sytuacji. W międzyczasie Monika postawiła w pokoju kotek nowy mebel koci z drapakami i budkami oraz nowe zabawki co na pewno pomogło bo dzięki temu kotki miały dodatkowe miejsca do zabaw i zapomnienia o stresie.
Po kilku nieudanych próbach z wpuszczaniem Dyzia do pokoju gdzie były Tosia i Zosia postanowiłam wprowadzić klatkę kennelową- miałam nadzieję uniknąć klatki głównie dlatego, że koty już trochę w tym domu mieszkały razem, poza tym zdobycie klatki nie jest takie łatwe- tutaj na szczęście dziewczyny z fundacji nam pomogły wypożyczając taką. Klatka stanęła w pokoju kotek a Dyzio był w niej zamykany tak by kotki mogły do niego podchodzić, przyzwyczajać się do niego a by Dyzio nie mógł za nimi chodzić. Całe szczęście Dyzio nie miał nic przeciwko spędzaniu czasu w klatce więc dla niego nie był to za duży stres.
W końcu po prawie dwóch miesiącach od adopcji Dyzia udało się usunąć klatkę a wszyscy domownicy mijają się bez kłótni... nie mówię, że wszyscy się kochają i będą żyli długo i szczęśliwie bo zawsze musimy pamiętać, że nie każdy z każdym musi się zaprzyjaźnić i tak samo jak my ludzie nie z każdym się lubimy tak samo koty mają do tego prawo. Doszliśmy jednak do tego momentu gdzie możliwa jest przyjaźń tych kotów w przyszłości.
Dziękuję Monice i Tomkowi za wytrwałość i cierpliwość do moich wahań i pomysłów a wszystkim behawiorystom życzę takich klientów- zdeterminowanych by pomóc swoim zwierzakom.
 Tosia i Zosia

 Tosia
 Zosia
 Dyzio

Tosia i Dyzio

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Łajka zwana Łajzą czyli nasza nowa psina

Mamy nowego psa... zazwyczaj miałyśmy koty ale ostatnio robimy się też psiarami.
Sunia błąkała się pod szkołą, w której pracuje moja mama- naszym zdaniem ktoś ją wyrzucił u nas na wsi ale po bliższym poznaniu nie wykluczam, że uciekła z łańcucha.
Mama zdecydowała, że skoro pies się kilka dni błąka należy ją przygarnąć więc jest u nas. Nie może być w domu ze względu na nasze koty, Azę i ograniczoną powierzchnię naszego mieszkania. Na szczęście sąsiad pożyczył nam swój kojec i pies ma swoje miejsce gdzie może spać w suchym i ma stały dostęp do wody i jedzenie.
Nazywamy ją Łajzą bo niestety nie zna żadnych komend, nie pilnuje się człowieka i puszczona ze smyczy po prostu biegnie przed siebie... jest nad czym pracować co przy wyjątkowo żywym charakterze tego psa jest nie lada wyzwaniem dla początkującego behawiorysty.
Na dzień dzisiejszy doszłyśmy do tego, że Łajzie zdarza się nie szarpać na smyczy i potrafi przypięta na smyczy się wytarzać w trawie lub położyć na chwilę- tydzień temu było to nie do pomyślenia.
Wczoraj byłyśmy u weterynarza, na razie wszystko wskazuje na to, że psina nie jest szczenna. Zaszczepiliśmy ją też przeciwko wściekliźnie, odpchliliśmy, w przyszłym tygodniu odrobaczamy i umawiamy się na sterylizacje.
Sunia ma maksymalnie półtora roku, do adopcji choćby od zaraz dla kogoś kto lubi biegać;) Nadaje się do domu z dziećmi, z kotami, z innymi psami bo nie jest agresywna wobec żadnego stworzenia... ale idealnie czułaby się na gospodarstwie ponieważ uwielbia biegać i zaganiać inne zwierzęta; zaganianie można wyeliminować.
Dzisiaj kilka zdjęć psiny z pierwszego dnia gdy znalazłyśmy ją pod szkołą i z wczorajszego wieczornego spaceru.
























Read More

Share Tweet Pin It +1

1 Comments

Obsługiwane przez usługę Blogger.