In

Dom niebezpieczny dla kota: kuchnia

Tak jak pisałam tutaj postanowiłam zacząć pisać o niebezpieczeństwach na jakie są narażone nasze koty w naszym domu.
Na pierwszy ogień postanowiłam wziąć kuchnię. Pewnie dlatego, że w moim domu jest ona centralnym punktem naszego rodzinnego życia. Zawsze jak wracam do rodziców siedzimy z mamą w kuchni przy stole, często na tym stole jest adoptowany ze schroniska Brychu. Tylko on siada na stole tak bezczelnie. Wzięliśmy go w stanie praktycznie agonalnym, nie chciał jeść i jak postanowił, że je na kuchennym stole to mówiąc wprost pozwoliliśmy byle jadł;)

Do rzeczy;)
Po pierwsze to co najczęściej się w kuchni zdarza z kocim udziałem to kradzież. Koty z racji swojego podejścia do powierzchni w domu (czyli wszędzie możemy wejść i żadna wysokość nie jest nam straszna) chodzą po naszych półkach i kradną. Nie mówię, że wszystkie, ja przy siódemce podopiecznych mam jednego złodzieja ale ze względu właśnie na nią muszę uważać na to co zostawiam.  Większość naszego jedzenia jest szkodliwa dla kotów. O tym tutaj. Możemy mówić o malej szkodliwości czynu gdy nasz kot wypije nam śmietankę do kawy, czy ukradnie kawałek solonej wędliny ale mimo wszystko im mniej je rzeczy przeznaczonych nie dla niego tym po prostu lepiej.
Kradzież ma jeszcze inny wymiar choć częściej dotyczy to psów niż kotów. Chodzi mi o kosz na śmieci. Lepiej mieć go zabezpieczonym niż któregoś dnia się zdziwić skąd w układzie pokarmowym naszego kota folia spożywcza. Częściej psy na czas zjedzą taki rarytas pachnący kiełbasą ale mój kot też kiedyś próbował stąd o tym piszę.

Sprzęt AGD.

Lodówka. Wiem, że to brzmi niedorzecznie ale zamknęłam w niej kiedyś małego kociaka. Teraz mamy taką, że na dole jest zamrażarka ale kiedyś nasza lodówka była otwierana w dolnej części i maluch tam po prostu wbiegł gdy ja wyciągałam sok. Dla wielu to niemożliwe. Mnie po odchowaniu kilkunastu porzuconych kocich miotów chyba nic już nie zdziwi;).

Piekarnik. Po pierwsze jak coś pieczemy i otwieramy, sprawdźmy gdzie jest nasz kot. Zwłaszcza jeśli nasz pupil jest młody i żywy. Kociak najpierw z ciekawości wskoczy a dopiero potem poczuje, że to gorące i poparzy łapy. Włączony piekarnik zawsze jest powodem do zwiększonej czujności.

Zmywarka do naczyń. Często mój pies jak tylko była uchylona próbował otworzyć i sprawdzić czym tak pachnie. Kot nigdy do niej nie zaglądał ale to nie znaczy, że kiedyś nam się taki nie trafi. I może jestem przewrażliwiona ale zawsze gdy włączam zmywarkę sprawdzam czy nie ma tam kota;) zwłaszcza w sezonie na maluchy w moim domu. Aktualnie mam geriatrię to jest spokojniej;)

Pralka. Sprzęt, który jest często w kuchni i ilekroć mówię jak dużym jest zagrożeniem wzbudzam rozbawienie. Jak można wyprać kota? Można. I w internecie można znaleźć całkiem sporo apeli weterynarzy, żeby sprawdzać pralkę. Mało tego; kot wejdzie do uchylonej pralki z brudnym praniem bo w jego mniemaniu to bezpieczne miejsce i jeszcze pachnie nami. My zamkniemy pralkę wcale nie myśląc o jej włączeniu i udusimy kota. Jak zaczynałam studia prawie zabiłabym w ten sposób moją ukochaną kotkę Zdzisławę. Mieliśmy pralkę zamykaną od góry (co prawda w łazience ale teraz liczy się, że to pralka;)). Przyszłam rano do łazienki umyć się i zrobić makijaż i zamknęłam pralkę by na niej położyć kosmetyczkę i ręcznik. Po wszystkim szybko pobiegłam na zajęcia bo już byłam spóźniona. Całe szczęście w domu była moja współlokatorka i po 15 minutach usłyszała kota. Gdybym mieszkała sama wróciłabym do domu wieczorem i znalazła trupka w praniu. A więc pralkę pamiętam aż za dobrze i zawsze na nią wyczulam.

Płyta grzewcza. Prawdziwy horror przy dzieciakach, które biegają wszędzie. Raz przerobiłam kociaka, który pędził przez cały dom uciekając za swoim cieniem i przebiegł przez kuchenkę. Całe szczęście płyta była już tylko ciepła ale od tamtej pory nie gotuję z dziećmi w kuchni. Dorosły kot też może zechcieć sprawdzić co stoi na kuchni więc mimo, że jest już mniej szalony w swoich pomysłach lepiej mieć go na oku.

Każdy inny sprzęt AGD; czajnik, mikrofalówka, toster, blender. Nigdy nie zostawiamy ich włączonych do prądu. Im więcej ostrożności tym lepiej.

Pamiętajmy też, że nasz sprzęt z czasem się zużywa i ma przebicia. Tak zwana "kopiąca" zmywarka lub lodówka dla nas może nie będzie aż tak dużym zagrożeniem ale dla kota, który jest mniejszy i jeszcze np przy wymytej podłodze... im mniej prądu tym lepiej, jak z dziećmi;)

Chemia. Wszystko czym myjemy w kuchni zazwyczaj jest toksyczne. My wiemy, że nie pije się wody, w której moczy się brytfanna po wczorajszej zapiekance ale kot? Są koty, które piją tylko czystą wodę najlepiej z kranu lub fontanny i są nazywani przeze mnie pieszczotliwie syfiarzami tacy, którzy kochają się w wodzie z wiadra, z toalety, z wazonu itd. Jeśli mamy takiego kota uważajmy. Nigdy nie wiadomo co mu strzeli do głowy i zatrucie wodą z  mycia naczyń lub podłogi mamy gwarantowane. Mój Szaruś, senior uwielbia właśnie taką starą wodę co przy jego nerkach tym bardziej jest niebezpieczne.

Jeśli chodzi o chemię jest jeszcze jeden dosyć często pomijany problem, który mamy w każdym praktycznie pomieszczeniu. Myjemy podłogi. Zazwyczaj używamy do tego chemii, która jest niejadalna. I wydaje nam się, że przecież jest ok bo kot tej podłogi nie liże. Owszem nie liże ale po niej chodzi a potem myje się wylizując łapki, na których jest ten środek. Co robić? Po pierwsze dokładnie po wymyciu podłóg wymyć podłogę czystą woda by ograniczyć ilość chemii. Po drugie jeśli chcemy wejść o stopień wyżej w ochronie naszego pupila możemy poszukać środków bezpiecznych dla dzieci i zwierząt. Ja osobiście używam od dwóch lat produktów marki ProBiotic Polska, które szczerze polecam nie tylko do mycia podłóg ale kuwet, okien i prania mebli. Kiedyś pisałam o nich tutaj. Osoby z Poznania nadal mogą je u mnie zamówić. Wystarczy skontaktować się ze mną mailowo malgorzata.muchowska@gmail.com... tyle reklamy;)

I chyba ostatni problem, który u mnie np zdarza się często. Mam niewiele miejsca, sporo gratów i często sporo kocich dzieci. One biegają, zrzucają, tłuką i wtedy jak z ludzkimi dziećmi: biegniemy na ratunek, łapiemy i zabieramy daleko od szkła bo pocięte łapki kocie to koszmar do leczenia. Dopiero później możemy się denerwować, że kolejna ukochana szklanka poszła w niepamięć;)

Na zdjęciach kuchnia mojej mamy czyli Brychu jedzący na stole, Bezłapka w swoim ulubionym miejscu do żebrania i Rudzik, mistrz biegania po kuchennych blatach (możemy sobie wmawiać, że on tego nie robi;))




Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Kiedy dom jest niebezpieczny dla kota?

Miałam przyjemność w Schronisku dla zwierząt w Poznaniu prowadzić warsztaty z pierwszej pomocy zwierzętom w potrzebie.
Omawialiśmy tam też bardzo skrótowo zagrożenia dla naszych pupili jakie są w naszym domu. Pomyślałam, że dobrze by było napisać na ten temat cykl postów na blogu.

Częściowo zagrożenia dla naszego kota omawiałam już w postach o szkodliwym jedzeniu i roślinach trujących ale w naszym domu takich zagrożeń jest znacznie więcej.

My zakładamy, że nasz dom jest bezpieczną przystanią zarówno dla nas jak i dla naszych bliskich. Zapominamy przy tym, że koty są innym gatunkiem; szybszym, zwinniejszym i poruszającym się po domu zupełnie inaczej niż my.
Zawsze powtarzam, że z kotem jak z dziećmi. Jeśli chcemy by były u nas bezpieczne musimy nasz dom ocenić jego zmysłami, postarać się spojrzeć na otaczającą go przestrzeń jego oczami, wyobrazić sobie stawiając kolejny mebel jak on będzie z niego korzystał, przewidzieć jego pomysły.
Nie uda się przewidzieć wszystkiego tak samo jak nie uda się wyobrazić sobie każdego pomysłu na jaki może wpaść trzylatek. Postarajmy się wyobrazić sobie jednak jak najwięcej, zabezpieczyć jak najwięcej zagrożeń w domu i nauczyć się reagować gdy kot postawi nas w sytuacji kryzysowej.
O sytuacjach kryzysowych postaram się Wam pisać w przygotowywanym przeze mnie cyklu pierwszej pomocy dla kota w domu. Posty już niebawem.

Co może spotkać naszego pupila w domu:
1. Upadek z wysokości, niezabezpieczone okna i balkon, szafa, szafki podwieszane w kuchni
2. Urazy mechaniczne; złamania, zwichnięcia, stłuczenia - mogą być wynikiem choćby wspomnianego upadku z wysokości.
3.Urazy głowy i oczu
4. Zatrucie - roślinami, chemią, żywnością
5. Zadławienie- sznurki, zabawki, folia
6. Zjedzenie obiektu niejadalnego- małe elementy zabawek (uwaga na plastikowe oczka w myszkach, odrywają się podczas zabawy, kot je połyka i mogą utknąć w przewodzie pokarmowym dając nam za chwilę poważne problemy zdrowotne i konieczność operacji)
7. Zaklinowanie się kota w ciasnej przestrzeni- stwierdzenie, że jeśli zmieści się głowa reszta kota też przejdzie jest mitem.
8. Wypadki przy urządzeniach AGD- pralka, oparzenia, podtopienia, porażenie prądem
9. Podtopienie, utopienie - zwłaszcza małe kociaki, mogą wpaść nawet do wiadra z wodą i mieć problem żeby z niego wyjść
10. Objawy chorobowe czyli wszystko to co niekoniecznie związane jest z naszym domem i nie zawsze przed tym obronimy ale reagować musimy - biegunka, zatwardzenie, wymioty, gorączka, osłabienie, ospałość itd.

Jeśli chcemy by nasz kot był bezpieczny musimy sprawić by dom, który jest jego całym światem był bezpieczny dla niego. Tworząc bezpieczny dom dla kota musimy pamiętać o jego instynktach i o tym, że kot cokolwiek mu nie powiemy będzie dążył do ich realizacji.
A więc pamiętajmy, że kot:
- ma silną potrzebę przebywania na wysokości. Koty w sytuacjach zagrożenia zazwyczaj uciekają do góry. Gdy chcą odpocząć również większość preferuje górne półki, które dają także możliwość obserwacji terenu.
- lubi i chce znaczyć teren poprzez drapanie i ocieranie się. O drapakach pisałam tutaj więc nie będę się powtarzała tylko zapraszam do poczytania;)
- niekastrowany ma potrzebę znaczenia terenu moczem. Nie zmienimy tego bez sterylizacji kota. Dodatkowo sterylizacja zabezpiecza nas przed innymi "pomysłami" kota jak np wyjście z domu w trakcie rui lub dlatego, że sąsiadka 10 kilometrów dalej ma ruję. I naprawdę możemy uważać, że pilnujemy naszego kota i jesteśmy w wielkim błędzie. Jak byłam dzieckiem nie było jeszcze mowy o zabezpieczaniu balkonu, o sterylizacji na wsi też niewiele wiedziano. Wiedziałyśmy z mamą za to, że kotów jest za dużo i nie należy ich mnożyć. Nasza kotka miała wtedy rujki i była kotką niewychodzącą. Wyskoczyła nam za kawalerem z okna. Na szczęście nic się jej nie stało ale my zostaliśmy wtedy powiększoną rodziną o piątkę następnych kotów. Dwa lata później pojawił się u nas weterynarz, który zaproponował sterylizacje. "Pod nóż" poszły wszystkie nasze koty i nie wyobrażamy sobie dzisiaj by mogło być inaczej. Sterylizacja nie jest okaleczaniem naszego kota a jednym z elementów zapewnienia mu przez nas bezpieczeństwa (w tym poście pomijamy inne korzyści sterylizacji)
-lubi eksplorować teren. Kot jest jak dziecko, szybko się nudzi, lubi zwiedzać, odkrywać. Pamiętajmy o tym i zmieniajmy mu dietę (nawet najlepsza wołowina zacznie "wychodzić uszami" jak będzie codziennie), kupujmy, róbmy mu nowe zabawki, wstawiajmy do domu kartony, torby papierowe, pozwólmy się kotu nimi bawić i jeśli mamy możliwość udostępnijmy kotu bezpieczne okno lub balkon. Oglądanie ptaków, pogoń za motylem na balkonie to prawdziwa frajda. Balkon jednak musi być CAŁY osiatkowany, tak by kot nie mógł z niego wylecieć. I nie usprawiedliwiajmy się, że jesteśmy z kotem i pilnujemy. Skok za chrząszczem majowym to nanosekunda, nie jesteśmy w stanie zareagować na taki pomysł (wiem bo sama niestety byłam tego świadkiem, na szczęście kotu się udało). Poza tym balkon to jeszcze jedno zagrożenie: owady takie jak pszczoły, osy itd. Pamiętajmy żeby kontrolować co robi na balkonie nasz kot. I oczywiście jakie rośliny mamy w skrzynkach bo ich też może spróbować.
- lubi i musi polować. Instynktu łowieckiego kota nie zmienimy więc jeśli chcemy mieć bezpieczne zwierzę musimy sami zdecydować w jaki sposób kot spełnia tę potrzebę. Zabawa wędką zakończona "upolowaniem" małego smaczka czy ukrywanie smakołyków w różnych pudełkach i na matach do karmienia zastępuje kotu jego tradycyjne sekwencje łowieckie. Nie zakładajmy jednak, że jak kot będzie polował na myszki czy chrupki to zapomni o ptakach, motylach czy muchach wpadających do domu. Zasada ograniczonego zaufania zawsze działa;) nasz kot wykończony najbardziej męczącym maratonem po całym mieszkaniu za wędką w chwili, w której zobaczy wróbla znów jest rześki i gotowy do dalszych łowów. Kot mojej mamy w wieku 15 lat ciężko chorował, głownie spał, zdarzało mu się też załatwiać pod siebie jednak gdy do domu wpadła pliszka upolował ją na  oknie zanim zdążyłyśmy ją zauważyć, rozbijając sobie nos o szybę... całe szczęście okno było zamknięte bo było to około dwudziestu lat temu i o zabezpieczeniach okien nikt nie wiedział. Topik wtedy wyleciał by za ptakiem z drugiego piętra w chwili, w której my wszyscy zakładaliśmy, że jest już w takim stanie, że do żadnego "sportu" się nie nadaje;)

Tak jak pisałam na początku ten post jest początkiem cyklu o mieszkaniu i w najbliższym czasie postaram się szczegółowo opisać każde pomieszczenie w domu oraz większość zagrożeń na jakie są narażone nasze koty i jak powinniśmy reagować.
Na podsumowanie zdjęcie pewnej bandy, z którą mieszkałam kilka lat temu w wynajmowanej kawalerce wielkości 18m2 gdzie nic nie było zgodne z kocim bhp i ciągle musiałam mieć oczy dookoła głowy. To była awaryjna sytuacja i żyliśmy tam trzy miesiące ale co zdążyliśmy tam przejść z kocich pomysłów to moje;)

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Drapak idealny dla kota

Wróciłam po bardzo długiej przerwie do mojego drugiego bloga o kocich meblach.
Zapraszam więc na wpis o drapakach do kotyfikacji
Przy okazji możecie zobaczyć fragmenty naszego kociego mieszkania i świata;) Ciągle się remontujemy i ciągle jesteśmy przed pożądanym stanem ale kocie meble są;)

Read More

Share Tweet Pin It +1

1 Comments

In

Aza... czyli kolejny raz o adopcji seniora

Dzień, w  którym serce pęka na milion kawałków po raz kolejny.
Dzisiaj w noc obudził mnie płacz Franka. Mój syn płakał przez sen i wołał Azę.
Minęły prawie cztery miesiące a on nadal za nią tęskni.
Czasem myślę, że kochał ją bardziej niż ja. Tak czyściej i głębiej... jak dziecko.
Wiem, że wiele osób uważa, że dla dziecka powinno adoptować się jak najmłodsze zwierzę, że adoptując seniora narażamy go na wczesną utratę przyjaciela...
Może tak. Pytanie: czy gdybyśmy adoptowali szczeniaka nawiązaliby też taką więź? Nie wiem.
Czy kocha się kogoś mocniej jak się z nim żyje dwadzieścia lat czy cztery? Też nie wiem.
Wiem tylko, że mieliśmy wyjątkowego psa i na pewno oboje nie żałujemy, że była.
To nieprawda, że dziecku trzeba takich rozstań za wszelką cenę oszczędzać. Z takich rozstań też składa się życie.
Nie udawałam, że Aza gdzieś sobie poszła, ma nowy dom itp. Powiedziałam wprost, że Aza  nie żyje i płakałam razem z nim.
Franek miał mi za złe jedną rzecz: nie pozwoliłam mu się z nią pożegnać. Wszystko odbyło się gdy był na krótkich wakacjach u dziadków.
Dzisiaj wiem, że następnym razem też sama pojadę z którymś z naszych pupili do lecznicy bo mimo wszystko uważam, że to nie jest czas i miejsce dla dziecka, ale nie będę robiła tego za jego plecami.
Pozwolę mu się pożegnać.
Będę polecała starsze zwierzaki do adopcji również dlatego: ktoś je musi żegnać, ktoś musi za nimi tęsknić, ktoś musi po nich płakać. Wtedy jesteśmy pewni, że były.
Za moim ukochanym psem płacze wyjątkowy człowiek. Ona na to zasługiwała. On zasługiwał na tą przyjaźń i miłość.
A my?A my uczymy siebie i nasze dziecko tej zwykłej, czystej wrażliwości. Głównie chyba siebie bo dzieci to po prostu mają.
Zdjęcie, które często stoi mi przed oczami gdy zamykam powieki.
Chyba jedno z moich ulubionych... chyba wszystkie ich zdjęcia są ulubione;)
O adopcji Azy tutaj
O tym dlaczego warto adoptować dorosłego kota pisałam kiedyś tutaj
A o tym jak się tęskni za kimś kogo się kocha tutaj
i nic nie traci na aktualności...
Więc jeśli zastanawiacie się mały czy duży spróbujcie choć przez moment pomyśleć o starszym i nie bójcie się tej tęsknoty i straty.
Lepiej kogoś kochać i stracić i mieć świadomość, że dało się temu komuś coś bardzo ważnego niż nigdy go nie spotkać.
Ja lubię za nią tęsknić. Wiem, że była, że jest... choć jeszcze nie odwiedziłam naszych wspólnych miejsc...












Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Anielka

Dzisiejszym postem chciałabym rozpocząć cykl wpisów o kotach, które mieszkają u mnie w domu. Zarówno te, które dzielą ze mną dom tymczasowo jak i te, które zostają u mnie na stałe.
Pomyślałam sobie, że wypadałoby regularnie przedstawiać skład naszego zespołu osobom, które nas tutaj odwiedzają.
Każdy z tych kotów jest chociaż wspomniany na fb ale nie każdy czytelnik tego bloga tam zagląda więc postaram się żebyśmy nie byli tak anonimowi.
Anielka.
Kotka około trzyletnia. Poznałyśmy się w listopadzie w schronisku. Weszłam rano do kociego szpitalika i pierwsze co zobaczyłam to malutką koteczkę o ogromnych oczach, przerażoną, stojącą na paluszkach w klatce pełnej odchodów. Mała przyjechała w nocy i miała tak straszną biegunkę, że do rana zdążyła całkowicie zabrudzić klatkę. Posprzątałam jej i wpadłam zakochana po uszy.
Niestety tego samego dnia musiałyśmy jej sprzątać jeszcze wiele razy. Okazało się, że Aniela poza koszmarną biegunką ma jeszcze jeden problem: nie kontroluje wydalania. Mówiąc wprost lało się z niej przeraźliwie.
Po badaniach wiadomość jaką miał dla mnie lekarz schroniskowy ścięła mnie z nóg. Anieli ktoś próbował wyrwać ogon i uszkodził rdzeń kręgowy. Mała nie czuła kompletnie swojego ogona ani nie czuła czy się załatwia czy nie. Szybkie rozmowy typu jakie ten kot ma szanse na adopcje, na normalne życie, co dalej. Padła decyzja weterynarzy by karmić ją karmą fibre bo miała pomóc przy lepszym formowaniu kału. Nie pomogło, kot męczył się coraz bardziej. A ja kochałam coraz bardziej i praktycznie każdą wolną chwilę spędzałam u niej. Po paru dniach przyszłam do pracy i moja mała dziewczynka zamiast witać mnie radośnie jak każdego ranka w ogóle na mnie nie zareagowała. Stała apatyczna i półprzytomna. Biegiem do lekarza i kolejna walka. Okazało się, że Anielce stają nerki. Mała dostała infekcji pęcherza od ciągłych biegunek i od tego infekcji nerek. Wyniki miała cytuję "martwego kota". To chyba wtedy padła decyzja, że jedzie do mnie, choć może myślałam o tym wcześniej ale nie potrafiłam się przed sobą przyznać, że przywiozę do domu kolejnego i to problematycznego kota. Po rozmowach z weterynarzami ustaliliśmy, że jak tylko ją trochę ustabilizują kroplówkami biorę ją do siebie. Wiedzieliśmy, że przy tych biegunkach musi być często myta i doglądana żeby taka sytuacja się nie powtórzyła.
Przyjechała do mnie i zaczęły się problemy, o których nawet nie myślałam wcześniej. Anielka nie chciała nosić pieluchy, non stop miała brudny ogon, mycie co 30 minut  inaczej smród w domu nie do zniesienia. Dobrze, że nie jestem mężatką bo pewnie oparlibyśmy się o rozwód w domu;) Telefony do wszystkich kocich znajomych i mojego lekarza. Tu podziękowania dla Pauliny z suwaczkowo, która podzieliła się ze mną doświadczeniem w wypróżnianiu i kontrolowaniu kotów z takimi problemami. Przeszliśmy na karmę gastro i powoli zaczęliśmy zauważać jakieś efekty. Niestety ze względów higienicznych amputowaliśmy kotce ogon. Został jej tylko mały kikut, który czuje i czasem widzę jak nim "macha" zaaferowana jakąś muchą czy myszką.
Ponieważ zdania na temat tego co dalej były bardzo podzielone zdecydowałam, że najlepiej dla kota będzie mieć jednego godnego zaufania weterynarza, który będzie nadzorował jej leczenie i próby przywrócenia sprawności. Dlatego zdecydowałam się na adopcję Anielki i rozpoczęcie leczenia u Łukasza. Nadal jednak mimo wielkiej sympatii traktuję ją jako moje tymczasowe dziecko i wierzę, że znajdziemy jej po leczeniu super dom.
Anielka aktualnie dostaje nivalin, witaminy B i zaobserwowaliśmy, że cewka moczowa zaczyna reagować. Mamy ciągle nadzieję, że uda nam się coś jej jeszcze w życiu ułatwić. Nie wykluczamy zastosowania za chwilę komórek macierzystych. Właściwie w jej wypadku nie wykluczam żadnej próby bo bardzo mi zależy żeby kiedyś mogła się cieszyć swoim kocim jestestwem w stu procentach. Dzisiaj biega u mnie po domu gdy mam nad nią kontrolę, resztę czasu spędza w sporej kenelówce bo potrafi zostawić "niespodzianki" w najbardziej zaskakujących miejscach a pieluchy nadal są dla nas zagadką;) Jest kotem, który kocha każde stworzenie jakie pojawia się w domu i wszystkich ludzi tak jakby w ogóle nie rozumiała jak wielką krzywdę wyrządził jej świat.

Edycja postu (23.06. 2017); od dwóch miesięcy Aniela jest na barfie, o czym tutaj i jest o niebo lepiej niż kiedykolwiek z jej problemami z kupą. 







Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Dlaczego kot nie powinien nosic dzwonka?

Dzisiejszy wpis to po pierwsze taka moja mała próba powrotu do wpisów o kotach i ich samopoczuciu i zmysłach.
Pracując w schronisku i prowadząc koci dom tymczasowy często dostaje zdjęcia moich byłych podopiecznych w nowych domach. Często te zdjęcia są pełne ciepła i miłości i uwielbiam je dostawać. Niestety wciąż na wielu kot ma obróżkę i dzwonek.
I teraz pytanie po co kotu obróżka? Po co kotu dzwonek?
O ile obróżkę jeszcze jestem w stanie zrozumieć bo można na niej zawiesić adresówkę o tyle dzwonków nie rozumiem i nie popieram wcale.
Zacznijmy od obróżki. Kiedyś mój znajomy wytłumaczył mi, że jego kot ma obróżkę z adresówką bo notorycznie ucieka na klatkę schodową mimo jego pilnowań i starań. Dzięki adresówce szybko wracał do domu. W tym wypadku rozumiem.
Moje koty mają chip i jeśli uciekną wiem, że jak tylko trafią do schroniska czy lecznicy będę o tym poinformowana. Moje koty nie wychodzą i nie uciekają więc zakładanie im obróżki dla mnie jest narażaniem ich na niebezpieczeństwo; pod moją nieobecność mogą się na tej obróżce powiesić, zaczepić, w skrajnych wypadkach udusić. Może jestem przewrażliwiona ale z kotem jak z dzieckiem nie należy ufać, że pod naszą nieobecność nie wpadnie mu do głowy dziwny pomysł dlatego zawsze ograniczam zagrożenia do minimum. Poza tym obróżka dla wielu kotów to stres, koty nie lubią mieć czymkolwiek ograniczanych ruchów i wiele kotów taką obróżkę traktuje jak coś bardzo przeszkadzającego. Tak wiem, że są obroże, które się same rozpinają, bezpieczne itd. Ale jeśli traktuję kota trochę jak moje dziecko nigdy nie ufam takim sprzętom bezgranicznie więc nie używam;)
A teraz dzwonek...
Dla mnie osobiście koszmar. Podobno dzwonek zakłada się kotu żeby uchronić przed nim ptaki. Po pierwsze: kot wychodzący jest dla ptaków zawsze zagrożeniem czy z dzwonkiem czy bez i jest niezgodny z naszym ekosystemem. Mówiąc wprost wychodząc i polując może i naszym zdaniem jest szczęśliwy ale przede wszystkim jest szkodnikiem. Pomijamy koty wolno żyjące. Nasz domowy kot wychodzi i zabija dla zabawy a ponieważ jest sprawny i najedzony ma siłę by zabić bardzo dużo. Darujmy sobie dzwonki po prostu nie wypuszczajmy. Miałam jako nastolatka kota, który nawet z dzwonkiem przynosił jaszczurki i wróble na kilogramy. Wtedy myślałam, że tak ma być. Zamiast polowań na zewnątrz zorganizujmy mu zabawy łowieckie w domu: za sznurkiem, za piórkiem, za myszką. Dajmy smakołyk. Kot będzie szczęśliwy a my dodatkowo pogłębimy więź z naszym przyjacielem.
Co dzwonek robi z naszym kotem?
Wyobraźmy sobie, że mamy naprawdę dużo lepszy słuch. Dodatkowo z racji tego, że w łańcuchu pokarmowym poza tym, że jesteśmy drapieżnikiem jesteśmy też ofiarą. Nasłuchujemy nie tylko szmeru trawy informującego nas o zbliżającym się obiedzie ale także nasłuchujemy wszelkich niebezpieczeństw. I może mieszkamy już w ciepłym i wygodnym domu, dostajemy regularnie jeść a pies sąsiadów jest pod kontrolą to natury zmienić nie możemy.
W tym momencie ktoś zawiesza nam dzwonek, który przy każdym naszym ruchu hałasuje. Tak, kot słyszy lepiej więc dla niego to większy hałas niż dla nas. Poza tym, serio ktoś uważa ten dźwięk za miły dla ucha?;) I teraz chodzimy z takim dzwonkiem dzień, tydzień, miesiąc, rok, całe życie.
Można się przyzwyczaić? Pewnie, że można. Do wszystkiego można się przyzwyczaić pytanie po co.
Po pierwsze: kot traci słuch od dzwonka. Tak jest i nikt nie udowodni, że jest inaczej. Ja też mam ubytek słuchu po pracy w niedużym hałasie więc rozumiem kota w tym wypadku doskonale.
Po drugie: dzwonek to same problemy behawioralne. Chciałoby się być cicho, skradamy się i tu nagle bęc.  Kot z natury lubi być cicho. Nie mówię tutaj o zabawach gdzie tupot stóp przestaje być istotny czy o rozmowach z  opiekunami ale o codziennym życiu. Kot nie chce dzwonić idąc do swojego legowiska (czy wszyscy muszą wiedzieć gdzie i kiedy idę spać?), nie chce dzwonić gdy myje sobie zadek czy idzie do toalety (zostawię bez komentarza;)) czy w końcu nie chce dzwonić skradając się do wędki czy zabawkowej myszki - on w takiej chwili naprawdę poluje i chce być cichutko. Dajmy mu ten luksus. Niech informuje gdzie jest i co robi gdy ma na to ochotę.

Dwa lata temu wróciła do nas po 10 latach z adopcji Fruzia. Kotka uznana przez wszystkich za dziwaczkę. Podobno miała humory, nie lubiła innych kotów, nie lubiła za bardzo ludzi, potrafiła "mieć fochy" bez powodów i podrapać czy ugryź. Oddawałyśmy do adopcji żywego, wesołego kota a dostałyśmy po 10 latach strzępek nerwów. Na pewno popełniłyśmy błąd nie kontrolując tego domu ale z drugiej strony nie wszystko i nie każdego da się skontrolować. Pierwszego dnia mama od razu zdjęła jej obrożę z dzwonkiem. Szyja była w tym miejscu łysa, nigdy jej te włosy nie odrosły. I co się stało? Kot zaczął zachowywać się swobodnie, nawet polubiła inne koty i lubiła siedzieć u nas na kolanach. Nigdy nikogo nie podrapała i nie pogryzła. Jej ulubionym zajęciem było przybieganie z głośnym miauczeniem do nas rano do łazienki, oglądała jak tata się goli, jak ja myję zęby, myła się przy łazienkowym kranie. Nasz dziwak w ciągu kilku dni od zdjęcia dzwonka zmienił się w cudownego kociego lokatora, którego obecnością cieszyłyśmy się jeszcze przez ponad rok. Śmiałyśmy się, że w końcu może się wyspać. Bo jak spać gdy przy każdym ruchu coś dzwoni przy uszach?
Odeszła leżąc na mamy kolanach.
Jak patrzę na dzwoneczki na kocich szyjach widzę Fruzię i jej ten wpis dedykuje.
Na zdjęciu ostatnie jej dni na moich kolanach. Wiem, że ten czas, który spędziła u nas był dobrym czasem pełnym mimo wszystko spokoju i co najważniejsze ciszy.

Mamy dzwonek i co dalej: po pierwsze zdejmujemy. Po drugie bierzemy np puste opakowanie po kinder niespodziance i wkładamy dzwonek : świetna piłka dla kota;) albo doczepiamy sznurek, kilka piórek i mamy super wędkę. Dzwonek daje tak dużo wspaniałych dla kota możliwości, że nie musimy wieszać go na szyi.

Read More

Share Tweet Pin It +1

22 Comments

Obsługiwane przez usługę Blogger.