In

Post urodzinowy:)

Kochani:)
Za tydzień Małgorzata od kota czyli ja kończy 35 lat (i bardzo mnie ten wiek cieszy;)).
Moja blogowa pisanina o kotach ma już 8 lat i zbliża się Światowy Dzień Kota.
Ponieważ nie obchodzę urodzin a i tak co roku dostaję wino, kwiaty itd. pomyślałam, że w tym roku zamiast prezentów poproszę o udział w małej zbiórce.
Za wszystkie zebrane pieniądze Fundacja Głosem Zwierząt kupi dla kotów ze schroniska i mojego domu tymczasowego zabawki.
Dlaczego zabawki a nie karmę? Bo karmy nie brakuje a dobrej zabawy nigdy za wiele;)
Kwota zbiórka jest umowna: zbierzemy mniej też się będziemy cieszyć, zbierzemy więcej świętujemy dłużej;)
Dziękujemy za wsparcie:)
Zbiórka tutaj.
Zdjęcie Janusza- ma już dom ale mały, słodki kotek zawsze działa;)

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Kolejny kot w domu- karmienie wspolne kotow

Bardzo ważny temat i przyznaję, że często spędza mi sen z powiek gdy przynoszę kolejnego tymczasa.
U nas wieczna walka z Jackiem, który ma apetyt za czterech a nie może przytyć ze względu na kalectwo.
O Jacku między innymi tutaj. Czy z Azą, która pilnuje misek. Ważne by w takich sytuacjach szczególnie zwracać uwagę na to czy każdy z naszych pupili je tyle ile powinien.
Nie będę się tym razem rozpisywać ponieważ świetny tekst na ten temat napisała kocia behawiorystka, którą podziwiam i mam szczęście znać osobiście Magdalena Nykiel.
Do czytania zapraszam royal-canin.pl/blog
A ponieważ do każdego wpisu powinna być fotografia to mam takie małe wspomnienie; jak widać nie zawsze to kolejny kot w domu stanowi problem przy misce dla naszych dotychczasowych podopiecznych;)

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

O tym dlaczego schronisko nie jest koszmarem

Dzisiejszy post siedzi mi w głowie od kilku miesięcy. Przyznaję, że nawet teraz nie wiem jak mam się za niego zabrać by napisać w nim wszystko co chciałabym Tobie- Drogi Czytelniku przekazać.
Gdy zaczynałam pracę w schronisku nie zwracałam uwagi na tak częste w sieci i w rozmowach między ludźmi złe zdania na temat tego czy tamtego schroniska. Nie zauważałam też postów o treści: mamy kilka dni na znalezienie domu inaczej pies/kot trafi do schroniska co będzie tragedią.
Odkąd jednak pracuję w takim miejscu czytam i słucham takich opinii uważniej. Początkowo myślałam, że coś wniosą do mojej pracy; pokażą błędy, nadadzą właściwy kierunek działaniom. Coraz częściej jednak dociera do mnie, że poza tak zwanym hejtem większość tych opinii nie niesie nic.
I teraz podstawowe pytanie jakie należy sobie zadać: czy schronisko jest tragedią dla zwierzaka?
Na pewno nie jest to łatwy i przyjemny moment w jego życiu. Na pewno każdy zwierzak reaguje na schroniskową klatkę/ boks inaczej. Ale nie spieszyłabym się z nazywaniem tego tragedią.
Dobrze prowadzone schronisko, z pracownikami i wolontariuszami, którzy przede wszystkim myślą o zapewnieniu jak najlepszej opieki swoim podopiecznym moim zdaniem tragedią nie jest. 
Jest to pewien etap, które zwierzę przechodzi pokonując drogę od bezdomności do nowego domu. Nie jest to etap łatwy i naszym obowiązkiem jest uczynić wszystko co w naszej mocy by pomóc każdemu podopiecznemu przejść go jak najszybciej i jak najmniej bezboleśnie. Prawdziwą tragedią dla zwierzęcia jest bezdomność, powolne umieranie z powodu głodu i chłodu, bez opieki, bez przyjaciela, w zapomnieniu. To jest to o czym nie wolno nam zapominać. 
Nigdy nie zrozumiem tekstów, które czytam typu: po ulicy chodzą kotki, nie możemy ich złapać bo nie mamy dla nich domów tymczasowych. Takim domem tymczasowym powinno być w tym momencie schronisko. Dlaczego? Bo w schronisku ten kot otrzyma ciepły kąt, jedzenie, opiekę weterynarza i pracownika i całą masę bezinteresownej miłości od wolontariuszy, którzy zrobią wszystko by znów zaufał człowiekowi. A potem wszyscy postarają się znaleźć mu dobry dom i nie oddadzą pierwszemu lepszemu odwiedzającemu, który powie: chcę kota. W dobrym schronisku zwierzęta nie są numerami, mają imiona, mają swoich ulubionych pracowników, wolontariuszy, swoje ulubione przysmaki. Puma najbardziej lubi być głaskana przez Martę, Migrena czaruje najbardziej Macieja, Andrzej kłóci się każdego ranka z Jagodą o dostęp do zlewu, a Rudzik czeka na Tuńczyka od Julii... to tylko kilka przykładów małych przyjaźni, które oglądam zawsze gdy przychodzę do pracy. Schronisko to nie tylko miejsce, w którym są zwierzęta i ludzie. Schronisko to także godziny przegadane po pracy o tym co jeszcze trzeba zrobić, wymiana pomysłów jak pomóc i kiedy, szukanie domów i rozmowy z tymi, którzy taki dom dali i mają problemy z dogadaniem się ze swoimi podopiecznymi. Nie widzę w tym tragedii. Widzę w tym zespół, który każdego dnia walczy o lepszy byt zwierząt. 
Dlatego proszę o zaprzestanie maili z pytaniami jak mogę pracować w takim miejscu, jak radzę sobie z pracą w umieralni itd. Mogę i radzę sobie. I nawet w chwilach zwątpienia gdy coś się nie udaje i musimy kogoś pożegnać bo przecież nie jest możliwością pisać same dobre scenariusze nie żałuję ani przez chwilę tej decyzji. Kiedyś gdy miałam bardzo ciężki okres w mojej pracy ze zwierzętami usłyszałam od koleżanki bardzo ważne zdanie: to jest dobra praca bo nawet gdy dzieje się coś złego wiesz, że za chwilę stanie się coś bardzo dobrego. Następnego dnia oddałam do adopcji bardzo starego, głuchego i niedowidzącego psa. 
Proszę każdego kto pisze źle o schronisku by do niego przyjechał i sprawdził swoje zdanie. Dlaczego? Ponieważ pisząc nieprawdę nie pomagamy nikomu poza pseudo hodowcami. Pisząc złe zdanie o schronisku możemy sprawić, że osoba je czytająca nie zdecyduje się na adopcje kota z tego miejsca. Jeśli w zamian weźmie kota z jakiejkolwiek fundacji nie ma straty ale jeśli zamiast adoptować kupiła kota z jakiegokolwiek ogłoszenia lub giełdy właśnie tą niesprawdzoną, złą opinią ktoś dołożył kilka złoty niewłaściwej osobie i przyczynił się do cierpienia zwierząt.
Więc zamiast pisać, że schronisko jest umieralnią, tragedią dla zwierząt może lepiej przyjechać i zobaczyć na własne oczy czy rzeczywiście ten rzekomo niewykwalifikowany, pozbawiony empatii personel znęca się nad zwierzętami a potem całą energię skupić nie na pisaniu postów pełnych nienawiści a na realnej pomocy. 
Pomóc można zawsze:
Po pierwsze adoptuj.
Po drugie nie możesz adoptować zostań wolontariuszem
Po trzecie nie możesz zostać wolontariuszem udostępnij jakiegokolwiek zwierzaka, opowiedz o nim, zaangażuj się w szukanie mu domu.
Po czwarte nie możesz zaangażować się w szukanie domu (nie umiem zrozumieć dlaczego;)) to nie wyrzucaj swoich starych koców, ręczników, pościeli tylko przywieź je do schroniska. Zorganizuj zbiórkę takich rzeczy, karmy, zabawek, czegokolwiek co może się przydać. Przywieź leki, których Twój zwierzak nie potrzebuje; przy takiej ilości podopiecznych się nie zmarnują.
Po piąte nie możesz zrobić takiej zbiórki, nie masz jak przywieźć niepotrzebnych Ci rzeczy rusz głową i sam coś wymyśl, podziel się swoimi sugestiami i pomysłami- jest przecież tyle możliwości a kreatywność jest w modzie;)
Po szóste nie zamierzasz robić nic to nie szkodź i pozwól pomagać innym a negatywną energię zużyj na cokolwiek innego. Ja osobiście polecam bieganie lub spacer z psem;)

A na koniec jedno z moich ulubionych zdjęć z przymrużeniem oka od Franka i Ciciusia, który był naszym podopiecznym i trochę w naszym szpitalu posiedział, głaskany codziennie przez wszystkich obecnych. Ukochany przez mojego syna za rozmiar i serdeczność do ludzi. Pojechał do domu, który wśród znajomych znalazła mu jego schroniskowa opiekunka. 
Za zdjęcie dziękujemy wolontariuszce Ani, dzięki której odkryłam czym się różnią nasze czarne koty w kociarni;)

Read More

Share Tweet Pin It +1

2 Comments

In

Franek w schronisku czyli dlaczego warto adoptowac doroslego kota.

Zdarza się, że zabieram do pracy mojego syna. Spędzamy wtedy weekend razem a Franek przydaje się jako sprawdzający zachowanie niektórych kotów wobec dzieci. Poza tym lubię być z nim w schronisku i dzielić z nim moje pasje.
Boli mnie jak często ludzie do domu z dziećmi przychodzą adoptować ślicznego, małego kotka. Dla nich małe dziecko i mały kotek to słodki obrazek i myślą, że jest to gwarancją wielkiej przyjaźni opartej na wspólnych zabawach. Większość tych osób dyskwalifikuje dorosłe czy kalekie koty sądząc, że z nimi dziecko nie stworzy takiej więzi. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze decydując się na małego kota niewiele możemy powiedzieć o jego przyszłym zachowaniu. Po prostu mamy rozkoszną kulkę, która uwielbia ganiać za piłką, myszką i drapać. Nie każde dziecko przywita takie zachowanie ze zrozumieniem kociej natury; większość po prostu zacznie uciekać przed kotkiem po pierwszych zadanych ranach. A dla takiego malucha to zachęta do dalszej zabawy i w ten sposób zamiast przyjaźni powstaje nam w domu swoista relacja oparta na polowaniu kota na dziecko. Ciężki przypadek dla behawiorysty gdy kot z takimi pomysłami dorośnie i jako duży kocur staje się dla dziecka niebezpieczny. Nie mówię, że zawsze tak jest. Po prostu może tak być.
W przypadku dorosłego kota osoba oddająca kota do adopcji może już powiedzieć więcej o jego charakterze. Omijamy także okres biegania po firankach, uporczywego drapania i szarpania wszystkiego a jeśli znajdziemy cierpliwego towarzysza naszego dziecka to przypadki podrapań też będą rzadkie. Oczywiście nie możemy zapomnieć, że to nadal zwierzę i nie powinniśmy zostawiać z nim małego dziecka bez nadzoru, czy w końcu to, że wiemy o wielkiej cierpliwości i wyrozumiałości naszego nowego kota nie zwalnia nas z wychowywania małego człowieka na przyjaciela kota a nie dręczyciela bo "i tak nic dziecku nie zrobi".
Wiele razy widziałam jak rodzice chcieli małego kociaka a dziecko dużego. Sama kiedyś gościłam w domu pewną rodzinę, która przyjechała po małego szaraczka a wyjechała z dużym czarnym kocurem bo ich synek uparł się, że kot ma być "duży, czarny i ten". Proszę wszystkich myślących o adopcji kota: nie zamykajcie umysłów i serc dla kotów dorosłych, mniej urodziwych, kalekich. Dziecko tego nie widzi. Nie zauważa, że kot nie ma oka, jest już dorosły, stary, czy kuleje. Dziecko (jeśli w nim tego nie zepsujemy) widzi dosłownie "duszę swojego przyszłego przyjaciela". Mój syn nie dba o to, że koty, które towarzyszą mu od dziecka są dorosłe, że Jacek jest kaleką. Nigdy nie było dla niego problemem, że kot babci jeden nie ma łapy a drugi praktycznie nie miał oka. Z dorosłym Tofikiem uczył się chodzić- łapał go za ogon i tak stawiał pierwsze kroki po ogrodzie. Żałuję, że nigdy tego nie nagrałam. Z Tosią mojej mamy "czyta bajki" przytulając ją do siebie nadgorliwie. I mimo, że jako matka uważam mojego syna za wyjątkowego to rozsądnie wiem, że takie są też inne dzieci. Dlatego dajmy dziecku szansę na przyjaźń z dorosłym zwierzęciem. Nie upierajmy się, że musi koniecznie mieć małego pieska czy kotka. Kiedyś nam za to podziękuje;) Ja za takie adopcje dziękuję już dzisiaj;)
Na zdjęciach Franek z Rufusem (Wołodią) - kotem ze schroniska, który parę dni temu pojechał do nowego domu. My mamy taką małą komiksową pamiątkę i zapewniamy, że na adopcję czeka jeszcze wiele fantastycznych kotów.

Pogadamy?

Chyba nie będzie gadał:/

To róbmy przerwę na głupie miny;)

Nie, nie musisz ze mną gadać.

No przecież wiedziałem, ze pogadasz:)

Mina, którą matka pozna zawsze i wszędzie czyli pytanie: bierzemy do domu?;)

Coś porobimy?

No co Ty, przecież patrzą...

Nie, nie, nie

No dobra;)


Tekst pomagał mi napisać Franek. Zdjęcia zrobione w kociarni przez wolontariuszkę Anię, której bardzo dziękujemy.

A o tym dlaczego warto adoptować starszego psa pisałam tutaj

Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Pies i Malgorzata czyli Jezynka;)

Psinę poznałam w grudniu w naszym schronisku. Dla niewiedzących pracuję tutaj i bardzo to miejsce polecam.
Początkowo zrobiło mi się jej przede wszystkim żal: mały stary piesek z chorym sercem, dodatkowo wyjątkowo chodliwej rasy co wbrew pozorom adopcji nie ułatwia. Ciężko poznać wśród chętnych do opieki osób takiego człowieka, który widzi w tym stworzonku psa a nie modny gadżet czy chwilową zachciankę, którą gdy się znudzi można jeszcze opłacalnie sprzedać. Gdy tylko mogłam zabrałam małą do siebie i zakochałam się bez pamięci. Już rozumiem fenomen malutkich piesków i to szaleństwo w oczach opiekunów gdy o nich mówią- tak jakby w domu pojawiło się drugie dziecko;) Myślałam nawet o jej adopcji ale okazało się, że stanowią wyjątkowo kłótliwy duet z moim psem więc postanowiłam doprowadzić ją do stabilnego w miarę stanu i szukać jej domu.
Pies miał u nas wiele imion: dla Frania- Serduszka, dla mnie- Paskuda, dla mojej mamy- Jeżynka bo ma nosek jak jeżyk a do jeży mamy słabość. Imię nadane przez mamę wygrało i zostało przy małej na stałe.
Początki były trudne: Jeżynka załatwiała się wszędzie, uwielbiała siusiać na ściany. Nie pomagały maty i prośby. Dodatkowo okazało się, że ma silny lęk separacyjny i wyje nawet gdy idę bez niej do toalety. Nie potrafiła nawet spać bez człowieka. Było ciężko i nawet nie chcę sobie wyobrażać jakby to wyglądało gdyby nie była taka mała. Nasze mieszkanie przez pierwszy tydzień zmieniło się w jedną wielką matę bo doszłam do wniosku, że w jej wieku nauczenie jej załatwiania potrzeby na matę już będzie sukcesem. Dodatkowo rutyna we wszystkim; spacery o określonej porze, smaki o określonej porze, nawet nasze godziny snu, czytanie książki z psem na kolanach itd. musiało się odbywać o określonej porze. I cud się stał. Jeżynka przestała szczekać i zaczęła prosić jak tylko wstawałam z łóżka o poranny spacer podczas którego dzielnie załatwiała swoje potrzeby na mrozie.
Przy okazji odkryła, że jest psem i uwielbia tropić w śniegu, biegać za mną i skakać do rąk. Cudowny, mądry i żywy pies.
Dzisiaj pojechała do domu, który ma tego świadomość. Do ludzi, którzy adoptowali malutkiego psa, który lubi spacery i zabawy a nie modny gadżet do noszenia w torebce. 
Dzisiaj za nią tęsknimy, jutro zaczniemy myśleć o tym kogo przynieść do domu na jej miejsce bo czas toczy się dalej.








Read More

Share Tweet Pin It +1

0 Comments

In

Brys i przeprosiny

Przepraszam za zaniedbanie bloga, przyznaję praca w schronisku i tymczasowanie coraz to nowszych zwierząt daje bardzo mało czasu i energii na blogowanie.
Na bieżąco jestem lub staram się być tutaj a blog obiecuję uzupełniać ponieważ aktualnie choruję więc nie pracuję i od dzisiaj mam także mniej zwierzaków pod opieką.
Aktualnie do naszych tymczasowych kotów przybył Bryś (od Brykajek - imię nadane przez Franka).
Brysia zabrałam ze schroniska w połowie listopada ponieważ tam postanowił po prostu umrzeć z głodu.
Walczy o niego moja mama i na razie nie zapeszam ale chyba powoli odnosi sukces. Początkowo Brysiu był karmiony na siłę bo nie jadł zupełnie nic, dzisiaj podjada parówki i niektóre chrupki dla kotów. Kot ma 9 lat, jest po przejściach, wyrzucony przez właścicieli, bez zębów. Nie wiem czy kiedykolwiek będzie się nadawał do adopcji ale jesteśmy dobrej myśli.
Tak wyglądał Bryś gdy przywiozłam go mamie do ratowania
Tak wygląda ostatnio; waży już więcej niż 5 kilo co przy fakcie, że jest w typie main coon'a nadal jest niewielką wagą:/
a dla tych, którzy chcą mieć pewność, że kot je mały filmik tutaj

Read More

Share Tweet Pin It +1

1 Comments

Obsługiwane przez usługę Blogger.