In

Henryk IV

Dzisiaj wpis z cyklu wspomnieniowych. Postanowiłam zamieścić tu historię każdego kota jaki był u nas w domu, tak by o każdym pozostał jakiś ślad, a że było ich sporo będzie co czytać i co opisywać;)

Rudzielec o imieniu Henryk IV jest jednym z moich ulubionych wspomnień; chociaż każdy kot był i jest wyjątkowy i mogę o każdym opowiadać godzinami.

Henryk IV był już czwartym naszym rudzielcem, kiedyś każdy rudy dostawał imię Henryk i numer, z czasem przestałam liczyć... o rudych będzie często bo często się trafiają.
Znalazłam go na podwórku, o którym kiedyś na pewno napiszę; jedno z takich miejsc, o których istnieniu nie chce się wiedzieć... ludzie pozwalają by gdzieś na podwórku rodziły się kociaki tak naprawdę nie karmiąc matki ani nie interesując się co dzieje się z maluchami. I nawet nie ma się czemu dziwić patrząc na psa, który stoi na łańcuchu na podwórku. Koty z tego podwórka często giną od kamieni sąsiadów, psów i chorób.
I właśnie choroba o mały włos nie zabiła Heńka. Heniek miał kaliciwirozę w tak zaawansowanym stanie, że nie dawano mu za dużych szans na przeżycie, o tym by uratować oko nikt nie marzył i jeszcze stado pcheł, które prawie zżarło go żywcem.
Wagowo wyglądał na cztery tygodnie, miał koło ośmiu. Dodatkowo był dzikim kotem, którego podniosłam z ziemi tylko dlatego, że umierał. W chwili gdy temperatura spadła po antybiotykach w tym małym ciele obudził się waleczny lew i zaczęły się problemy socjalizacyjne.
Heniuś gryzł, uciekał, syczał a ja zakochana po uszy w tym małym diable wydawałam na niego wszystkie oszczędności i prosiłam o kontakt przekupując zabawkami i przysmakami (polecam papier zwinięty w kulkę na sznurku, zawsze działa).
Nie bez powodu Heniuś miał drugie imię "siedem stówek" bo tyle poszło na jego oczko;) Nie wiem jakim cudem ale z tego co nie miało prawa być okiem udało nam się z weterynarzem uzyskać piękne przejrzyste oko z jednym małym mankamentem, nieczynnym kanalikiem łzowym.
Udało się także ujarzmić lwa co zajęło trochę czasu i maluch szukał domu już jako czteromiesięczny kociak. Zdecydowanie warto było; miałam w domu cudownego, zakochanego w ludziach do szaleństwa i dzięki obecności mojej dorosłej kotki Loli wychowanego na  prawdziwego kota chłopaka. To bardzo ważne by maluchy były wychowywane z dorosłym kotem, uczą się wtedy kocich zachowań, nam na przykład odpada nauka chodzenia do kuwety;) O moich cudownych, dorosłych kotkach, które doskonale sprawdzają się w roli pomocy wychowawczych planuję osobny post bo im się należy za tą pracę, w której mnie wyręczają.

Heniek trafił do Czarka, który po jakimś czasie przysłał mi jego zdjęcie z podpisem: Elvis a ja czułam się przez moment fantastycznym człowiekiem bo uratowałam mu życie i przyznaję, że dla tego uczucia z powodów bardzo egoistycznych lubię moje kocie przypadki.
Heniek, dzień pierwszy
Ulubione miejsce do spania;)
Heniek po dwóch tygodniach... prawie brak efektów ale dla mnie wtedy wyglądał cudownie bo ja te drobne zmiany widziałam i były na wagę złota.
Elvis:)




Related Articles

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.