In

Fruzia i Michu czyli nasze koty zawsze maja u nas miejsce...

Fruzia i Michu to starsze koty, które znalazły się w ciężkiej sytuacji.
Fruzia dziesięć lat temu była u nas i szukaliśmy jej domu. Znalazła dom i bardzo szybko dołączył do niej znaleziony przez opiekunkę w strasznym stanie Michu.
Nie utrzymywaliśmy z nimi stałego kontaktu bo przecież fizycznie nie jesteśmy w stanie kontrolować zawsze i wszędzie wszystkich "naszych" kotów (nasz dom opuściło już około 150 kotów, ciągle obiecuję sobie, że je wszystkie skataloguję i opublikuję ale ciężko znaleźć chociażby zdjęcia Fruzi sprzed 10 lat gdy nie miałyśmy jeszcze komputera).
Po dziesięciu latach mama spotkała Fruzię i Micha w lecznicy naszego ulubionego weterynarza. Okazało się, że z powodu śmierci w rodzinie Fruzi koty mają być uśpione. To było naprawdę trudne pół godziny w naszym życiu. Wiedziałyśmy, że Łukasz nie będzie chciał uśpić kotów jednocześnie zdawałyśmy sobie sprawę, że następna lecznica może to zrobić.
Nie chciano nam kotów oddać bo Fruzia jest kotem nerwowym, który brudzi poza kuwetą a Michu ciągle choruje i leczenie nie przynosi skutków. W końcu Łukaszowi udało się namówić na oddanie kotów i wtedy kolejny problem i szereg pytań: co dalej, gdzie je umieścić, jak leczyć, o co chodzi z tą nerwowością Fruzi, jak sobie poradzimy z naszymi kotami i tymi dwoma, starszymi i jak już wiedzieliśmy problematycznymi stworzeniami.
Oczywiste było dla nas, że jesteśmy odpowiedzialne za Fruzię i ma prawo do nas wrócić gdy tego potrzebuje i wiedziałyśmy, że Micha też nie możemy zostawić.
Moja mama przerobiła mój pokój w domu rodzinnym na mieszkanie dla Fruzi i Micha. Doszłyśmy do wniosku, że skoro to są trudne koty to tak będzie dla nich najlepiej. W domu pojawiła się kuweta dla nich i kartony dające możliwość schronienia zawsze gdy koty poczują taką potrzebę. Inne koty dostały zakaz korzystania z tego pokoju, my (Franek, ja i Aza) na czas naszej obecności w domu rodzinnym mieszkamy w salonie. Zagęszczenie zrobiło się spore: sześć dorosłych kotów, trzy maluchy i dwa psy. Całe szczęście za chwile wracamy do Poznania i część dobrostanu- kocięta i psa zabieramy ze sobą.
Koty są u nas drugi tydzień. Nie pisałyśmy o nich bo nie lubimy dawać wiadomości na szybko i byle jak. Chciałyśmy się dowiedzieć o nich jak najwięcej i wtedy zacząć informować innych o ich obecności.
Wiemy, że mieszkały w małym mieszkaniu gdzie mieszkańcy palili papierosy. Poza tym na małej przestrzeni koty nie miały za dużo swoich zakamarków by ukryć się przed gośćmi czyli osobami, których nie znały. U nas bardzo szybko i bardzo chętnie zajęły kartony, a my dajemy im czas by same decydowały o tym kiedy zaczną z nami rozmawiać.
Fruzia rzeczywiście jest nerwowa ale z drugiej strony ja widzę w niej wrażliwego kota, który nie lubi się z drugim kotem- powinna być jedynaczką. Kotka nie była sterylizowana tylko dostawała zastrzyki bądź tabletki, sama kiepsko reaguję na leki hormonalne dlatego doskonale rozumiem jej wahania nastrojów;)  Dodatkowo Fruzia przez lata chodziła w obróżce z hałaśliwym dzwonkiem- ma wytarte futerko w miejscu po obroży. Gdy została wysterylizowana, dostała nowe miejsce, kartoniki, tylko swoją kuwetę i mama po wielu próbach i namowach w końcu zdjęła dzwonek kot znacznie się uspokoił. Jest jeszcze sporo pracy z naszą księżniczką ale na pewno to fajny, towarzyski kot, który lubi sobie pogadać z człowiekiem.
Michu jest znacznie łatwiejszy w kontakcie, choć widać po nim, że przez lata mieszkania pod jednym dachem z kotem, którego nie lubi stał się wycofany i trudno nawiązuje relacje z innymi. Wskoczył mi jednak ostatnio do łóżka na mizianie więc jestem dobrej myśli jeśli chodzi o jego relacje z przyszłym opiekunem. Z Michem mamy inny problem. Powiedziano nam, że choruje i że nie da się go wyleczyć. Ma ciągle załzawione oczy. Początkowo bałyśmy się, że rzeczywiście to coś poważnego i postanowiłyśmy, że skoro był leczony i nie było efektów damy mu trochę czasu by się z nami oswoił i zaczniemy go diagnozować. Poszukałyśmy informacji o nim i nie znalazłyśmy by przez ostatnie trzy lata był u weterynarza więc wnioskujemy, że leczenie mogło się odbywać starymi "ludowymi" metodami czyli np nieszczęsnym rumiankiem. Zaczynamy więc Micha diagnozować, leczyć i wierzymy, że te załzawione oczy wkrótce będą pełne blasku i zdrowia bo piękny z niego kot.
Michu mieszka już w całym naszym mieszkaniu, nie chce mieszkać z Fruzią w jednym pokoju i obojgu ta decyzja służy. Myślę, że jemu pierwszemu możemy zacząć szukać domu.
Tyle na dzisiaj, wkrótce więcej zdjęć i informacji o naszej pracy z Fruzią i Michem a teraz kilka zdjęć z tego jak wygląda nasz "kartonowy" dom pełen kotów i nasi nowi podopieczni.

Dobry karton to podstawa sukcesu

 Fruzia pierwszego dnia
Okazało się, że chowanie się za firanką też jest dobre... jedyna firanka w całym naszym domu teraz jest nabytkiem bezcennym;)
Fruźka rozgląda się po pokoju... powoli zaczyna nam ufać                                                                      
Michu i jego chore oczy, mam nadzieję niedługo ta przypadłość będzie tylko smutnym                     wspomnieniem                                                                                                               
 Michu w odróżnieniu od Fruzi bez problemów zagląda do kuchni i szuka z nami kontaktu

Related Articles

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.