In

Kedi


Przyznaję, że nie chciałam iść na ten film. Dlaczego? Bo ekspertem w dziedzinie kotów się nie czuję (dążę do tego by kiedyś nim być) za to czuję się osobą zakochaną w kotach. Koty były, są i będą częścią życia mojego i mojej rodziny. I jako taka osoba nie miałam ochoty iść na ten film. Słyszałam kiedyś opowieści znajomej, która studiowała w Stambule o tym ile tam jest kotów na ulicach, jak są przeganiane, głodne, umierają na chodnikach i mnożą się na potęgę bez żadnej kontroli.

Nie chciałam tego oglądać. Są jednak osoby, które mają ode mnie kota lub którym gdzieś kiedyś przy kotach pomagałam i one zadawały mi pytania co myślę o tym filmie. Poszłam więc by mieć możliwość brania udziału w dyskusji.
Obejrzałam i przyznaję były momenty zachwytu i od nich zacznę.
Po pierwsze: koty. Jeśli ktoś koty kocha to zawsze zobaczy ich piękno. Moja mama na przykład ma cudowny dar; ona zawsze zobaczy w najbrzydszym, najbardziej chorym kocie pięknego kota jakim mógłby być gdyby urodził się w normalnych warunkach lub jakim może się stać gdy się jeszcze o niego zadba. Podziwiam ten dar i czasem mam nadzieję, że kiedyś się tego nauczę w tej mniejszej okrojonej wersji.
A więc w tym filmie są piękne koty. Nawet jak widzę zrudziałe futro z głodu, trzecią powiekę czy wychudzone ciałko to nadal to są piękne koty.
Po drugie: ludzie. Tych kilka osób obdarzonych chęcią pochylenia się nad kotem, który żyje obok. To też jest piękne i cieszy, że są jeszcze osoby, którym się chce chodzić po mieście i karmić bezdomne zwierzęta. Ludzie, którzy potrafią otwarcie powiedzieć, że to właśnie koty ich obecność sprawiła, że żyją, że poradzili sobie z problemami.
Po trzecie: film jako film czyli to co kiedyś było moją pasją. Praca kamerzysty, światło, montaż, narracja- wszystko na najwyższym poziomie. Niewielu z Was wie, że moim marzeniem było kiedyś kręcić filmy więc mimo wszystko doceniam tę część filmu.
I na tym niestety koniec plusów.
To smutny film o bezdomności, o głodzie, umieraniu i dziwnie pojmowanej wolności. U nas kot, który przychodzi do człowieka na kolana, łasi się, łaknie jego towarzystwa jest nazywany kotem bezdomnym a nie wolno żyjącym. Smutne jest to co te koty jedzą, jak żyją i świadomość jak marne szanse by choćby połowa bohaterów dożyła pierwszego seansu w kinach... w wielu wypadkach oglądamy kocie duchy. I nie chcę sądzić tutaj ludzi, dla mnie jest to po prostu nie tyle brak empatii co brak wiedzy i środków. Nie mogę pisać o nich źle. To tak jakbym pisała źle o mojej dawnej nauczycielce, która połowę swojej emerytury przeznaczała na makaron z mlekiem zimą dla kotów. Ona nie chciała źle. Chciała dobrze tylko nikt jej nie pokazał jak. My też dwadzieścia parę lat temu pierwszy raz usłyszałyśmy o kastracji naszego kota. Wierzę, że kiedyś ci ludzie też kiedyś będą wiedzieli więcej i tylko mam nadzieję nie zabraknie empatii.
Dla mnie film nie rzetelny bo nie ma tej drugiej strony, tych przeganiających koty ze swoich posesji ludzi, tych kociąt, które giną pod kołami samochodów, chorując na koci katar itd.
Film dla ludzi, którzy lubią pozornie ładne obrazki i nie myślą co dalej co więcej. Mam znajomych zachwyconych tym filmem. Jednocześnie ci sami ludzie co roku obserwują bandę kotów na swojej ulicy, które mnożą się i giną i uważają to za całkiem naturalne "maluchy się co roku gdzieś rozejdą". Brak tej brutalnej odpowiedzi: gdzie się rozchodzą.
Jedna znajoma powiedziała mi, że u nas nie ma takich ludzi, Otóż są. Są osoby karmiące wolno żyjące koty. Moglibyśmy spokojnie podobny film nakręcić w Warszawie. Brakowałoby u nas kawiarni gdzie kot dostanie ser ale za to byłyby osoby, które nie tylko karmią ale także leczą, sterylizują, łapią maluchy, szukają miejsca na emeryturę dla kota z ulicy by był bezpieczny. Moim zdaniem polski film mógłby być nawet lepszy i bardziej świadomy. Mam tylko nadzieję, że gdyby ktoś się podjął zrobienia filmu o kotach w Warszawie pokazałby też tą drugą stronę czyli ludzi psujących kocie budki czy przeganiających emerytkę na swoim osiedlu bo "jak karmi tu koty to zaraz lisy i wścieklizna będą". Takiego filmu mi brakuje. Rzetelnego i prawdziwego.
Ten film cenię za to, że otwiera dyskusję na temat bezdomności i nędzy na wielu kocich forach i za to, że być może ktoś kto nigdy nie spojrzał na kota przy drodze po obejrzeniu tego filmu choćby nie będzie chciał mu przeszkadzać.

Related Articles

2 komentarze:

  1. to mi przypomina jak zdarzało nam się karmić koty pod akademikiem, byliśmy studentami więc wiele pieniędzy nie mieliśmy, ale zawsze saszetkę choćby whiskasa mieliśmy pod ręką. w sumie te koty pod akademikami nie miały źle, zawsze znalazł się student (czy dozorca, który przychodził ze swoim psem ;)), który kotka podkarmił
    w swoim mieście kojarzę przynajmniej trzy takie miejsca, gdzie ludzie przynoszą kotom mokrą karmę (głównie właśnie jakieś niedrogie saszetki czy puszki, widziałam czasem nawet całe tuszki ryb), m.in. na przystanku gdzie rezyduje kocia przytulanka i zawsze ktoś jej coś przyniesie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli masz problem z alergią na kota, sprawdź szczegóły.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.