In

Po co ci ten wolontariat?

Dzisiejszy post chodzi mi po głowie od dłuższego czasu.
Chciałabym by był swoistym podsumowaniem mojego pierwszego roku pracy w schronisku. Przez dłuższy czas pracowałam głównie w weekendy, czyli w czasie gdy często wolontariusze mają czas by nas odwiedzić.
Zawsze gdy szykuję się do pracy modlę się w myślach by byli wolontariusze. Czasem na głos;)
Kiedyś zadano mi pytanie: o co chodzi z tymi wolontariuszami, co ci tak zależy żeby przyszli?
Po kolei;)
Każda istota żywa (dla mnie najczęściej zauważana to koty) ma potrzeby tzw. twarde i miękkie. Twarde to: jedzenie, spanie, fizjologia czyli wydalanie i kopulacja (ostatnie eliminujemy poprzez sterylizacje). Miękkie to: zabawa, eksploracja terenu, kontakty socjalne itp. Teoretycznie każde zwierzę jest w stanie przeżyć gdy zapewnimy mu potrzeby twarde i zignorujemy miękkie. W żadnym wypadku nie wolno zaniedbać potrzeb twardych. Jako pracownicy schroniska mamy obowiązek pilnować by były spełnione. Zdarza się, że nie nadążamy, zdarza się, że nie mamy czasu nawet pomyśleć o potrzebach miękkich. Gdy każda chwila przy głaskaniu jednego kota zabiera nam możliwość zadbania o kolejnego.
I wtedy są wolontariusze. Zawsze gotowi by nasi ukochani podopieczni jak najmniej odczuwali dyskomfort pobytu u nas. Gdy jest kryzys, pojawiają się dodatkowe kocięta do karmienia butelką rozpisują pory karmienia. Gdy trafia kot po wypadku, lękowy, z depresją odwiedzają go i ciepłym gestem stawiają na nogi, przygotowując tym samym do adopcji. Otwierają go, poznają, pomagają nam poznać i znajdują razem z nami mu dom. A gdy nie ma kryzysu? Są. Każdego dnia. Po prostu SĄ OBECNI. Sprawiają, że koty mają imiona, charakter, przyjaciół i czują się ważne. Sprawiają, że my jesteśmy lepszymi pracownikami. Zauważają nasze błędy i je korygują. Zauważają to czego my nie zauważamy. Uzupełniamy się każdego dnia.
Piszę o kotach bo przy kotach jestem. Wiem, że tak samo jest z psami, królikami i pewnie każdą formą wolontariatu.
Gdybyśmy nie mieli wolontariuszy część kotów byłaby tylko numerami. Nie dlatego, że my tak chcemy. Po prostu czasem jest ich za dużo, czasem jesteśmy zmęczeni, a czasem po prostu jesteśmy tylko ludźmi i kogoś nie zauważymy.
Na zdjęciu Ania z Mamutem, tuż przed oddaniem go do adopcji... mam nadzieję wybaczy mi tę publikację ale to zdjęcie klimatem oddaje wszystko co czuję gdy myślę o wolontariuszach, z którymi mam zaszczyt spotykać się w schronisku.
Osobiście dziękuję:
Felicji za obecność i czujność, za ciągłe uwagi o wodę, która jest moją piętą achillesową (moje osobiste koty mają fontannę, która buczy jak jest pusta, miski w schronisku niekoniecznie więc od pewnego czasu mam budzik;)), za Karolinę, Pumę, Hanie, za Andzie i te wszystkie "przezroczyste" koty, za mądre słowo i brak kompromisów,
Ani M za cudowne matkowanie wszystkim maluchom i ujarzmianie dzikusów. Cytuję: jak się jej boisz to poczekaj na Anię, ona posprząta Dalii;) i za "to ja zrobię kwarantannę" w nerwowe niedziele,
Maciejowi za Karola, Migrenę vel Wściekliznę, Andrzeja  książki na kociarni i muzykę na kwarantannie,
Marcie za Pumę i spacery z Marychem i Melonem, za ciepłe słowo gdy mam chwilę gdy szlag mnie trafia,
Weronice (siostrze Marty) za wiarę, że czarne koty też mogą być przedmiotem pożądania,
Julii, za to, że mogłam ją poznać jako wolontariuszkę i mogłam też z nią pracować, za spacery z Pumą, za pokazanie mi, że w każdym kryzysie można znaleźć czas "by się dzieci wybawiły", za odróżnianie czarnych dzieci, za każdego kota... i za niezawodność,
Asi R za kochanie wszystkich "brzydkich psów",
Agnieszce, Hani, Zosi za czas przy kotach podkradany ich psom gdy "moje" futrzaki tego potrzebują
i wszystkim innym, których spotykam z ich zwierzakami, którzy sprawiają, że każdy dzień jest dniem pełnym małych cudów.


Related Articles

1 komentarze:

Obsługiwane przez usługę Blogger.