In

Wprowadzenie do domu nowego kota

Dzisiejszy post poświęcę problemowi, z którym każdy miłośnik kotów przynajmniej raz się zetknął.
Dokacanie to potoczna nazwa dla przyjmowania do domu kolejnego kota.
Przyznam szczerze, że w moim domu temat jest dosyć obcy mimo wielu kotów.
Z racji tego, że udzielamy różnym kotom schronienia tymczasowego nasze koty można powiedzieć przywykły do takiego sporadycznego braku stabilizacji i nie mamy większych wojen gdy przynosimy do domu kolejnego towarzysza. Na naszą korzyść działa też duży dom, dużo kuwet i stały dostęp do ogrodu więc nawet największy nerwus może znaleźć chwile i miejsce tylko dla siebie.
Poproszono mnie o pomoc w zaaklimatyzowaniu Dyzia- kota, który został adoptowany z Fundacji Animal Security tutaj. Dyzio był kotem, który długo szukał domu- ma już swoje lata, nie ma wszystkich zębów. Tym bardziej ucieszyłyśmy się, że pojechał do domu Moniki, która już wcześniej wzięła innego kota z fundacji. Mogłoby się wydawać, że problemy właśnie się skończyły a było zupełnie odwrotnie.
Przy wprowadzaniu nowego kota do domu należy przestrzegać kilka zasad: przede wszystkim należy koty przyzwyczajać do siebie stopniowo korzystając np z klatki kennelowej lub zamykając je w osobnych pomieszczeniach i pomału pomagać im w poznawaniu siebie przez stopniowe wypuszczanie na resztę domu.
Tutaj mieliśmy troszkę trudniej głównie dlatego, że w momencie kiedy przyszłam do Moniki koty już były wszystkie w jednym domu, zdążyły dać już sobie po nosie i nie wyglądały na zainteresowane ugodowym rozwiązaniem. Dyzio trafił do domu, w którym mieszkały już dwie żyjące z sobą w zgodzie półtoraroczne kotki: Tosia i Zosia... przyznaję bez bicia już pierwszego dnia zakochałam się w Zośce- dawno żaden kot nie chciał się ze mną tak bawić piórkiem;)
Gdy przyszłam do Moniki z pierwszą wizytą sytuacja wyglądała tak: Tosia i Zosia mieszkały w salonie, Dyzio w sypialni właścicieli i nie było żadnych szans na to by puścić całą trójkę po mieszkaniu nie ryzykując trwałych uszkodzeń ciała. Wszystkie koty są niewychodzące tym bardziej zależało nam na tym by mogły korzystać z całego mieszkania i ciągłego towarzystwa domowników. Najbardziej żal mi było Dyzia zamkniętego w sypialni przez większość czasu, chociaż dla kotek w salonie ta sytuacja też nie była łatwa. Przy mojej pierwszej wizycie nie chciałam oglądać jak wygląda spotkanie kotów ponieważ wystarczyła mi relacja Moniki i nie widziałam sensu w męczeniu kotów dla chęci obserwacji kocich zachowań. Poznałam Tosię, Zośkę, Dyzia i obmyśliłyśmy z Moniką plan zabaw dla nich aby trochę je odstresować oraz plan działania pomagający im w oswojeniu siebie nawzajem. Zaczęłyśmy od podania wszystkim kotom leku KalmVet i dopiero po paru dniach zdecydowałyśmy się na krótkie spotkania kotów najpierw umieszczając Dyzia w transporterze potem wpuszczając do pokoju, jednak w tym celu pokój został odpowiednio przygotowany tak by koty miały dużo miejsc, w które w każdej chwili mogły się schować (polecam kartony w dowolnej ilości- stopniowo ograniczamy ilość kartonów w domu a koty tym samym przyzwyczajają się do siebie czując się pewniej bo zawsze znajdzie się pudło,w którym można się schować).
Niestety te próby nie zdały egzaminu; głównie ze względu na Dyzia, który bardzo chciał poznać swoje nowe koleżanki i nie zważając na sygnały ostrzegawcze pchał się do nich bez przerwy. Doszłyśmy do wniosku z Moniką, że o ile Dyzio nie stanowi zagrożenia o tyle dziewczyny mają duży problem z poradzeniem sobie w tej sytuacji. W międzyczasie Monika postawiła w pokoju kotek nowy mebel koci z drapakami i budkami oraz nowe zabawki co na pewno pomogło bo dzięki temu kotki miały dodatkowe miejsca do zabaw i zapomnienia o stresie.
Po kilku nieudanych próbach z wpuszczaniem Dyzia do pokoju gdzie były Tosia i Zosia postanowiłam wprowadzić klatkę kennelową- miałam nadzieję uniknąć klatki głównie dlatego, że koty już trochę w tym domu mieszkały razem, poza tym zdobycie klatki nie jest takie łatwe- tutaj na szczęście dziewczyny z fundacji nam pomogły wypożyczając taką. Klatka stanęła w pokoju kotek a Dyzio był w niej zamykany tak by kotki mogły do niego podchodzić, przyzwyczajać się do niego a by Dyzio nie mógł za nimi chodzić. Całe szczęście Dyzio nie miał nic przeciwko spędzaniu czasu w klatce więc dla niego nie był to za duży stres.
W końcu po prawie dwóch miesiącach od adopcji Dyzia udało się usunąć klatkę a wszyscy domownicy mijają się bez kłótni... nie mówię, że wszyscy się kochają i będą żyli długo i szczęśliwie bo zawsze musimy pamiętać, że nie każdy z każdym musi się zaprzyjaźnić i tak samo jak my ludzie nie z każdym się lubimy tak samo koty mają do tego prawo. Doszliśmy jednak do tego momentu gdzie możliwa jest przyjaźń tych kotów w przyszłości.
Dziękuję Monice i Tomkowi za wytrwałość i cierpliwość do moich wahań i pomysłów a wszystkim behawiorystom życzę takich klientów- zdeterminowanych by pomóc swoim zwierzakom.
 Tosia i Zosia

 Tosia
 Zosia
 Dyzio

Tosia i Dyzio

Related Articles

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.