Ten kot miał być mój i czuję się z nim bardzo związana dlatego postanowiłam także oddać jej kawałek miejsca na moim blogu.
Z Wodniczkiem (a właściwie Wodniczką) poznałyśmy się w schronisku w lipcu ubiegłego roku.
Pamiętam jak zaczynałam rano pracę i zobaczyłam w szpitalnej klatce malutką koteczkę z dużą główką. Myślałam, że może ugryzła ją pszczoła, osa cokolwiek albo taka jej uroda. Nigdy nie widziałam kota z wodogłowiem. Potem rozmowa z Gabrysią, moją ulubioną panią doktor od kotów i kombinacje co z nią zrobić. Właściwie w schroniskowych warunkach nie wiedziałyśmy o niej i jej przypadłości nic. Chciałam ją wziąć do domu od razu bo jedyne czego byłyśmy pewne to tego, że nie wiemy ile życia jej zostało. Zdecydowaliśmy jednak wtedy, że zostanie trochę w schronisku na obserwacji tak byśmy byli pewni, że je normalnie i nie ma choćby problemów z wypróżnianiem.
Jak już mieliśmy pewność, że apetyt księżniczce dopisuje (do tej pory słynie z tego, że jest łakomczuchem;)) zabrałam ją do domu.
Tak się akurat złożyło, że kilka dni później zaczynałam długo wyczekiwany urlop w górach i przez ten czas w moim domu miała zamieszkać córka mojej przyjaciółki i zajmować się kotami pod moją nieobecność. Oliwia od razu zakochała się w Wodniczku. Gdy chodziłam z synem po górach praktycznie codziennie odbierałam od jej mamy wiadomości z pytaniami co dalej będzie z małą. Nie było mowy żeby kot został u mnie. Ona już znalazła swoich opiekunów. Gdy Oliwia wracała do swojego domu, Wodniczek pojechała z nią.
Kot wielu imion; dla wszystkich ze schroniska: Wodniczek, dla mnie i Franka; Bajerka, dla Oliwi i Moniki: najpierw Chmurka, teraz Kristinka vel Jajo.
Kot, który według lekarzy powinien już nie żyć. Rezonans we Wrocławiu wykazał bardzo duże wodogłowie i cysty w mózgu. Zadziwiła wszystkich, że żyje i jest normalnym kotem, może jedynym lekki "odchyleniem od normy" jest jej waleczność przy jedzeniu i apetyt dosłownie na wszystko;).
Niestety Kristinka rośnie i rośnie jej główka a wraz z tym kończy jej się życie. Dziewczynce kończy się czas. Tak po prostu pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie zmienić. Operacja daje jej 2% szans przeżycia, jaka byłaby po operacji nikt nie wie. Lekarze dają jej czas maksymalnie do końca tego roku. My zaklinamy los żeby było go więcej. Kotka dostaje odpowiednie leki, niestety ma już też ataki padaczki i na to też dostaje kolejne leki.
Wodniczka ma cudowny dom, ja mam wspaniałą przyjaciółkę, której zawsze będę dziękować, że ją wzięli, pokochali i dbają najlepiej jak potrafią. Wiem, że jej krótkie życie jest pełne miłości, ciepła i zabawy. Wiem, że są ludzie, którzy będą ją pamiętać i za nią tęsknić.
Ten wpis jest też właśnie po to: żebyście poznali historię fantastycznego kota i jego ludzi. Żeby o niej po prostu pamiętać.
Kot, który po raz kolejny (bo kilka takich mam;)) pokazał mi, że nie moda, pieniądze i nie wiadomo jakie fanaberie dają szczęście ale taka zwykła prosta radość i miłość.
Miłość, którą można dać i dostać również od zwierzaka z problemami, bez rodowodu, chorego...
Monika, dziękuję, że Was znam i się od Was tej miłości i prostej radości, bez jakichkolwiek korzyści materialnej możemy z Frankiem uczyć każdego dnia.
Jestem bardzo dumna, że mogłyśmy się zaprzyjaźnić.
0 komentarze:
Prześlij komentarz